Przywrócenia do pracy i wypłaty wynagrodzenia za czas pozostawania bez zatrudnienia domaga się w sądzie 63-letni Roman Siekierka, były naczelnik w bialskim magistracie. Dostał „dyscyplinarkę” niedługo po tym, jak mieszkania komunalne wynajęto jako służbowe współpracownikom prezydenta.
Pan Roman Siekierka został zwolniony w trybie natychmiastowym bez zachowania okresu wypowiedzenia z powodu ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych – tak w marcu informował rzecznik prezydenta miasta Michał Trantau. Zwolniony naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej Urzędu Miasta w Białej Podlaskiej z postawionymi zarzutami się nie zgodził i odwołał się do Sądu Pracy. Wczoraj ruszył proces.
Na sali zabrakło bezpośredniego przełożonego Siekierki, prezydenta Dariusza Stefaniuka (PiS). Była za to pełnomocnik pracodawcy mecenas Aleksandra Pawłowska z kancelarii Jedliński i Wspólnicy z Gdyni. Nie uznała powództwa.
Jak już wcześniej pisaliśmy, kancelarii z Gdyni bialski magistrat za obsługę prawną płaci 6150 zł miesięcznie (jeżeli jednak wymiar 25 godzin pracy zostanie przekroczony, za każdą dodatkową godzinę kancelaria chce 250 zł netto).
„Ciężkie naruszenie obowiązków” pracowniczych, jakie pracodawca zarzucił Siekierce, miało polegać m.in. na nierzetelnym wykonywaniu czynności związanych „z nadzorem nad gospodarowaniem mieszkaniowym zasobem gminy”.
– Wszystko zaczęło się od tego, że do mieszkań komunalnych wprowadziły się osoby spoza Białej Podlaskiej, współpracownicy prezydenta (Maciej Matuszak oraz Piotr Tutak – przyp. red.). A ja stałem się kozłem ofiarnym – odnosił się do tego zarzutu były naczelnik. – Uważam, że to był główny powód mojego zwolnienia. Ale przecież prezydent musiał wiedzieć, że w zasobie nie ma mieszkań służbowych. W każdym razie, ja tak nie sugerowałem – stwierdził Siekierka.
Przypomnijmy, że na początku marca Białą Podlaską wstrząsnęła afera lokalowa. Chodziło o dwa mieszkania komunalne, które poza kolejnością wynajęto Piotrowi Tutakowi, naczelnikowi gabinetu prezydenta i Maciejowi Matuszakowi, współpracownikowi ratusza. Panowie z mieszkań się wyprowadzili, a prezydent Stefaniuk ogłosił, że to urzędnicy wprowadzili go w błąd, sugerując, że ma do czynienia z mieszkaniami służbowymi. Zapowiedział, że wyciągnie wobec kilku osób konsekwencje.
Siekierka przyznał w sądzie, że mimo tych zapowiedzi był zaskoczony wyrzuceniem z pracy. – Od 1 do 13 marca byłem na zwolnieniu lekarskim, a 16 marca wręczono mi „dyscyplinarkę – powiedział. Dodał, że w kwestii gospodarowania i przydziału mieszkań komunalnych, nie ma sobie nic do zarzucenia. – Realizowałem tylko wytyczne ówczesnej władzy samorządowej – stwierdził. – Przez ponad 20 lat, kiedy miałem okazję zarządzać przydziałem mieszkań, żadnej afery nie było – zapewnił.
Sędzia Oliwia Caruk-Niewęgłowska odroczyła rozprawę, dając stronom 21-dniowy termin na podjęcie negocjacji w sprawie ewentualnej ugody. Piotr Tutak, naczelnik gabinetu prezydenta stwierdził, że to kwestia do rozważenia. Na następnej rozprawie wyjaśnienia ma złożyć właśnie prezydent.