W powiecie puławskim rozrywka, turystyka i gastronomia stanowią istotną gałąź lokalnej gospodarki. Lockdown wszystkim daje w kości, ale właściciele lokali zaciskają zęby i zapowiadają walkę o przetrwanie. Niestety, część pracowników lokalnych restauracji straciło pracę.
Po wiosennym szoku związanym z niemal pełnym lockdownem i letnim poluzowaniem obostrzeń, jesień przyniosła ponowne kłopoty dla całej branży gastronomicznej i hotelarskiej. Nie wszyscy poradzili sobie z trudnościami. Zamknięta została puławska restauracja Kardamon, a pozostałe lokale, jeśli nic się nie zmieni, jej los mogą podzielić w ciągu najbliższych miesięcy.
"Będziemy walczyć do końca"
- Niestety jest ciężko, a pomoc od państwa stanowi kroplę w morzu potrzeb. Musimy mierzyć się z nową konkurencją, bo dzisiaj każdy oferuje już dania na wynos. Żeby ograniczyć koszty musieliśmy zwolnić cztery osoby. Nie wiem, jak długo będziemy w stanie funkcjonować w taki sposób, ale nie dłużej niż, dwa, trzy miesiące - przyznaje Katarzyna Szabłowska-Lubera, współwłaścicielka puławskich restauracji Cynamon i Oranżeria.
Nie najlepsze nastroje panują także w innej, znanej restauracji w centrum miasta. - Musieliśmy zwolnić trzech pracowników, zostałam tylko ja i mój mąż. Pracujemy, wydajemy dania na wynos. Zbyt długo na to wszystko pracowaliśmy, żeby się poddać. Jest trudno, będziemy walczyć do końca - mówi współwłaścicielka lokalu, która prosiła nas o anonimowość. - Nie wiem dlaczego właśnie w restauracjach ten wirus rzekomo jest tak groźny, a już w kościołach, czy marketach nie - dodaje.
Zostali tylko kucharze
Zwolnienia nie ominęły także nowej restauracji Czarna Dama w Janowcu. - Musieliśmy się pożegnać z osobami zatrudnionymi na umowach-zlecenie. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie mogli zatrudnić ich ponownie, ale bez klientów nie możemy tego zrobić. Utrzymaliśmy natomiast etaty kucharzy i przebranżowiliśmy się dostarczając produkty garmażeryjne do sklepów - opowiada właściciel lokalu, Łukasz Skowyra. Jak przyznaje, firma nie może skorzystać z rządowej pomocy, bo została otwarta dopiero w czerwcu. - Nowa "tarcza" powinna objąć również takie lokale, jak nasz, koszty mamy takie same, jak inni - podkreśla.
W hotelach pustki
Nie najlepsze nastroje panują także w branży hotelarskiej, która może przyjmować jedynie gości w podróżach służbowych. - Obłożenie mamy na poziomie 5 procent normalnego stanu, więc trudno to nawet nazwać prowadzeniem działalności. Zatrudniamy 15 osób i miesięcznie tracimy dziesiątki tysięcy złotych - przyznaje Piotr Szałas, właściciel hotelu Prima w Puławach. - Na chwilę obecną nie mamy zamiaru nikogo zwalniać, ale nie wiemy też, jak długo zdołamy utrzymać pełne zatrudnienie. Czekamy na rozwój sytuacji - dodaje przedsiębiorca.
Kino zamrożone, premiery wstrzymane
Dobrych wieści oczekuje także kierownik puławskiego kina "Sybilla". - Tak naprawdę nasza branża ma najgorzej, bo co z tego, że będziemy mogli otworzyć się w jakimś stopniu na przykład pod koniec grudnia, skoro nie będziemy mieli co grać. Niewiele osób o tym mówi, ale to jest poważny problem, bo z powodu pandemii dystrybutorzy poprzekładali premiery. A żeby widz do nas przyszedł musimy mu zaoferować coś, czego nie znajdzie w telewizji, czy platformach streamingowych - tłumaczy Marcin Niewielski. Jak ocenia, finansowe kłopoty branży są "poważne", a wyjście na prostą może zająć wiele miesięcy. Mimo tego, zatrudnienie w puławskiej "Sybilli" zostało utrzymane.