Umiejętności obsługi maszyn i doświaczenie w metalurgii Stanisław Krzaczek zdobywał pracując jako młody chłopak w tomaszowskiej filli Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Świdniku. Jak sam przyznaje, od podstawówki marzył jednak o przeprowadzce do Puław, które przeżywały wtedy okres dynamicznego rozwoju. Gdy przyjechał nad Wisłę, początkowo zajmował się pracami konserwatorskimi, brał udział m.in. w remoncie Pałacu Czartoryskich. Po ośmiu godzinach tego rodzaju zajęć, jak wspomina, miał jeszcze sporo wolnego czasu. Postanowił więc zająć się czymś, na czym dobrze się znał. Wykorzystał fakt, że jego kuzyn miał w Bochotnicy warsztat.
– Zacząłem tam robić grzejniki, kaloryfery. Korzystałem z tych maszyn, wycinałem i wyrabiałem blachy. Później zatrudniłem ludzi, kupiłem swoje maszyny, wynająłem garaż, a sam zająłem się zaopatrzeniem i zamówieniami. Pracowałem wtedy po kilkanaście godzin dziennie, naprawdę zasuwałem. Wracałem do hotelu i natychmiast zasypiałem, czasem nawet w ubraniu – wspomina dzisiaj Stanisław Krzaczek.
W asortymencie dość szybko, bo niemal po roku produkowania grzejników, pojawiły się pierwsze piece węglowe. To, jak się później okazało, był strzał w dziesiątkę. Rynek chłonął niemal każdą ilość. Przepisem na sukces była konstrukcja.