Zaczęła się zbiórka podpisów potrzebnych do zwołania referendum o odwołanie Ireneusza Łucki, burmistrza Bełżyc. – Niezadowolenie mieszkańców narastało od dawna – mówią inicjatorzy. A burmistrz sugeruje, że to działanie polityczne.
Ireneusz Łucka do ostatnich wyborów samorządowych był pracownikiem Urzędu Marszałkowskiego, kiedy województwem rządziła koalicja PO-PSL. W 2018 roku na burmistrza Bełżyc startował już po raz czwarty raz i w końcu wygrał. W kampanii popierali go politycy PiS.
– To pokazuje, że mieszkańcy chcą i oczekują zmian. Sądzę też, że znaczenie miało poparcie, które uzyskałem ze strony Prawa i Sprawiedliwości. Jestem przekonany, że to poparcie będzie skutkować przyszłą współpracą z samorządem powiatowym i wojewódzkim, gdzie PiS zdobyło bezwzględną większość – komentował Łucka tuż po wyborach.
Rozczarowanie
Ale społeczne poparcie w prawie dwa lata po wyborach już nie jest takie jednoznaczne. Część mieszkańców chce odwołania burmistrza. – Początkowo, nie powiem, wiązałam z nim duże nadzieje. Sprawiał dobre wrażenie – mówi Dziennikowi Monika Antoń, jedna z mieszkanek gminy i członkini komitetu, który rozpoczął zbiórkę podopisów potrzebnych do przeprowadzenia referendum o odwołanie burmistrza.
Formalnie zbiórka rozpoczęła się we wtorek. – Akcja dopiero się rozkręca – zapewnia Antoń.
Przeciwnicy burmistrza wyliczają 9 punktów, które przemawiają za jego odwołaniem. Jednak, jak zaznaczają, to tylko część zarzutów, bo resztę przedstawią, gdy zbiorą potrzebną liczbę podpisów.
Wśród zarzutów jest np. likwidacja szkoły w Chmielniku. To głośna sprawa, bo władze gminy chciały zlikwidować tę i jeszcze szkołę w Wierzchowiskach. Tę drugą mieszkańcom udało się uratować, ale i tak w Wierzchowiskach są tylko klasy 1-3.
Mieszkańcom nie podoba się także to, że Łucki dwukrotnie inicjował podwyżki opłat za śmieci i to, że – ich zdaniem – lekceważy mieszkańców. – Burmistrz ma większość w Radzie Miasta i nie bierze pod uwagę ani zdania mieszkańców, ani radnych opozycji – dodaje nasza rozmówczyni.
Po dwóch stronach barykady
Mateusz Winiarski jest pełnomocnikiem komitetu. Z Łucką znają się od lat, bo razem pracowali w Urzędzie Marszałkowskim. – Niezadowolenie mieszkańców narastało od dawna. Najpierw była rezygnacja z dotacji na solary, potem zabranie kontenera na śmieci sprzed cmentarza, a potem likwidacja szkoły – wylicza.
Łucka o tym, że zbiera się na referendum, dowiedział się niedawno, kiedy wrócił z letniego urlopu. – Zaskakujące są argumenty. Świadczą o tym, że ich autorzy nie znają specyfiki samorządu. Nie wszystkie decyzje podejmuje burmistrz, tylko Rada Miasta – tłumaczy i wskazuje na to, że o likwidacji szkoły zdecydowali właśnie radni.
Tyle że to burmistrz o to wnioskował. – Mogę wnioskować o wiele rzeczy, ale to radni podejmują decyzję. Przedstawiłem informację, że do wiejskiej szkoły dokładamy rocznie 700-800 tys. zł, a chodzi tam 30 dzieci, to rada zdecydowała o jej likwidacji – tłumaczy.
W referendum burmistrz dostrzega też drugie dno – polityczne. Chodzi właśnie o Mateusza Winiarskiego, byłego radego Bełżyc, a obecnie radnego powiatu lubelskiego. Winiarski jest członkiem PSL.
Twierdzi, że do komitetu został zaproszony. – To nie jest inicjatywa polityczna – przekonuje Winiarski. – W naszej grupie są ludzie o różnych poglądach, a pan burmistrz stosuje taką retorykę, bo obawia się referendum – mówi i dodaje, że największym grzechem burmistrza jest buta. – Spotyka się z mieszkańcami, ale nie słucha. Mam w pamięci taką scenę, gdy podczas spotkania o przyszłości szkoły jedna z nauczycielek mówiła o niej bardzo emocjonalnie, a burmistrz w tym czasie robił coś na telefonie i z uśmiechem pokazywał to koledze – opowiada Winiarski.
Nie wyrabia się
Łucka nie chce wróżyć, czy dojdzie do referendum. – Zajmuję się pracą. Mam jej tak dużo, że nie wyrabiam się na zakrętach. Mamy wiele projektów rozpoczętych i zobaczymy, czy mieszkańcy dadzą mi dokończyć kadencję, czy jednak chcą powrotu tego, co już było – komentuje.
Aby doszło w Bełżycach do referendum trzeba zebrać 1058 podpisów, a gdy dojdzie do głosowania, do urn musi pójść co najmniej 3102 osoby z czego – żeby odwołać burmistrza – 1552 wyborców musi zagłosować na „tak”.