Władysław Tywoniuk z Chełma sprząta teren wokół bloków mieszkalnych przy ul. Sienkiewicza. Zebrane śmieci wyrzuca do kontenerów. Tych samych, w których znajduje czasem całe bochenki chleba.
– Przyznaję, że czasami zabieram pozostawiony w śmietniku chleb do domu – mówi Tywoniuk. – Karmię nim psy i świnię. A kiedy kupuję pieczywo to tyle, by nie zmarnowała się ani kromka. Moja rodzina chleba na śmietnik nie wynosi.
Był czas, że na osiedlach mieszkaniowych, często na klatkach schodowych, wystawiano pojemniki na suche pieczywo. Mieszkańcy mogli pozbywać się czerstwych bułek czy chleba z czystym sumieniem, w poczuciu nieuchybienia tradycji. Byli jednak i tacy, którzy traktowali te pojemniki jak zwykłe kosze na śmieci i wrzucali do nich co popadło. Za ich sprawą pomysł na wtórne zagospodarowanie pieczywa upadł.
Najlepszym sposobem na pozbycie się czerstwego pieczywa jest przekazanie go komuś, kto zrobi jeszcze z niego użytek. Na przykład Zuzaniukowie z Chełma wożą zebrany chleb krewnym na wsi. A kiedy taki wyjazd odkłada się w czasie, oddają suche pieczywo sąsiadom, których rodzice prowadzą pod miastem gospodarstwo. Wdzięczna sąsiadka podrzuca im za to, co jakiś czas, po parę jajek. W ten sposób, chociaż w symbolicznym wymiarze, przynajmniej w sąsiedzkich relacjach, wtórny obrót pieczywem staje się dochodowy. Także w wymiarze sumienia.