Witryny chełmskich sklepów mienią się od procentowych pokus. Sprzedawcy przyznają, że wyprzedaże to sposób na wakacyjny zastój.
- Oferujemy naszym klientom spore obniżki cen - mówi Ewa Rot, sprzedawca z "Ambry”. - Niektóre produkty zostały przecenione nawet do 70 proc. W ten sposób staramy się zachęcić do zakupów w naszym sklepie.
"Big-Star” również znacznie obniżył ceny. - Wyprzedajemy kolekcję wiosna-lato - mówi Magdalena Ilasz, sprzedawca. - Promocja obejmuje prawie wszystkie produkty. Zainteresowanie jest duże.
Nie tylko sklepy odzieżowe postanowiły przyciągnąć klientelę. - Oferujemy 15-proc. rabaty na podręczniki - opowiada Dorota Szuba, z księgarni językowej "Print”. - Dużym zainteresowaniem cieszą się słowniki językowe. Chełmianie sporo inwestują w multimedialne kursy językowe. Szczególną popularnością cieszą się włoski i angielski.
Na rynku przy ul. Popiełuszki promocji nie ma, ale klienci mogą się targować. - Nie robimy obniżek, bo nawet gdyby cena była śmiesznie niska, to ludzie i tak chcą się targować - mówi Bernarda Górnik-Kuta, właścicielka stoiska. - W lipcu ruch jest kiepski, bo ludzie wyjeżdżają na urlopy.
To, czy cena spadnie, zależy od producentów, dostawców, ale i od dobrej woli właścicieli. - Dzięki temu, że mamy nowego, tańszego dostawcę, możemy obniżyć ceny produktów - mówi Monika Pręciuk, właścicielka sklepu z artykułami przemysłowymi. - Pościel z kory staniała z 45 do 38 zł. Narzuty również są tańsze o kilka procent. Taka promocja przyciąga klientów. To daje obopólne korzyści.
W sklepie odzieżowym "Julian” od kwietnia trwa obniżka cen na garnitury. W zależności od zakupionego modelu w kieszeni zostanie nam nawet do pięciuset złotych. - Ciemne garnitury słabo sprzedają się latem - mówią sprzedawczynie. - Żeby nie było zastoju w handlu i ubrania nie wisiały do następnego roku, producent oferuje bardzo korzystne ceny. Najtańszy garnitur można kupić za 320 zł. Staramy się ubrać naszych klientów dobrze i uczciwie.
Nie wszyscy jednak chełmianie wierzą w uczciwość wyprzedaży. - Nie korzystam z takich promocji - mówi Anna Łopąg, ekonomista. - Sklepy po prostu pozbywają się towaru. To typowy chwyt marketingowy. Wolę kupić to, co mi się podoba, czasem przepłacając, niż wziąć po okazyjnej cenie coś, czego nikt nie chciał.
Młodsi klienci są bardziej dosadni. - To czysta ściema - mówi Kamila Paluch, uczennica. - Na wystawach dopisują wyższą cenę, skreślają ją i tak powstaje promocja. Dzieje się tak przede wszystkim w dużych firmowych sklepach.