Mieszkaniec gminy Siedliszcze narzekał na fatalny stan dróg. Ze skargą na brak odśnieżania i oblodzenie poszedł do urzędników i samego burmistrza. Do sporu włączył się też sołtys. Są efekty. Był pług. Do posesji przedsiębiorcy nie dojechał
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
- W urzędzie chciałem się tylko dowiedzieć, dlaczego oblodzone drogi nie są posypywane – mówi pan Jakub. – Mama jadąc samochodem straciła panowanie nad kierownicą i mało nie wjechała w grupkę idącej chodnikiem młodzieży. Ktoś inny tak nieszczęśliwie poślizgnął się obok kościoła, że z upadku wyszedł ze złamanym obojczykiem. Kolejny mieszkaniec wpadł samochodem w poślizg i staranował ogrodzenie jednej z posesji. Były jeszcze inne, podobne zdarzenia. Czy można to bagatelizować – pyta Czytelnik i pokazuje jak wygląda odśnieżanie schodów prowadzących na cmentarz (na zdjęciu).
Z relacji Jakuba Kowalczyka wynika, że odpowiedzialny za utrzymanie dróg urzędnik miał mu tłumaczyć, że przy temperaturach poniżej minus 5 stopni Celsjusza posypywanie oblodzonych dróg piaskiem i solą mija się z celem. Nasz Czytelnik nie przyjął tego do wiadomości, wobec czego trafił do burmistrza.
- Rzeczywiście był u mnie taki interesant i przyznaję, że rozmowa z nim była trudna – mówi Hieronim Zonik. – Zapytany, kim jest zastrzegł, że nie będzie się przedstawiał. Powtarzał natomiast, że chce mi spojrzeć w oczy. Dlaczego mnie? W końcu wyartykułował, że jako osobie odpowiedzialnej za stan dróg w gminie – relacjonuje spotkanie burmistrz.
Zonik powtórzył argumenty, jakie Kowalczykowi już wcześniej przedstawił urzędnik. Zwrócił mu także uwagę, że na terenie gminy są drogi krajowa, wojewódzka, powiatowe i gminne. Zapewnił też petenta, że poza podległymi mu służbami komunalnymi do odśnieżania dróg zaangażował dodatkowo sześć firm. Dzięki temu wszystkie szlaki w miasteczku i gminie są przejezdne.
– Pan Kowalczyk zdawał się być głuchy na moje tłumaczenia – dodaje burmistrz. – W końcu zagroził, że zwróci się w tej sprawie do mediów. Odpowiedziałem, że ma do tego prawo.
Świadkiem wizyty naszego Czytelnik w urzędzie była pracująca tam córka sołtysa Wola Korybutowa Druga. - Sołtys przyszedł do mnie zaaferowany – mówi pan Jakub. – Już na wejściu Jan Walczak stwierdził, że jego obowiązkiem jest mnie ostrzec. Przed kim? Tego się nie dowiedziałem, bo zasłaniał się jakąś tajemnicą. Uprzedził mnie, że burmistrz może zabronić mi dojazdu moimi samochodami do posesji, a ja przecież jestem przewoźnikiem i to jest moje główne źródło utrzymania.
Rozmowa miała niezwykle emocjonujący przebieg. Domownicy nawet dopatrzyli się gróźb i dysponują nagraniem, bo spotkanie z sołtysem zarejestrowali.
Tymczasem burmistrz zapewnia, że ani on, ani żaden z podległych mu urzędników nie wysyłali do pana Kowalczyka sołtysa z jakąkolwiek misją.
Tymczasem jak poinformował pan Jakub, po jego wizycie w urzędzie na drodze, przy której mieszka pojawił się pług. Odśnieżył ją tylko do… ścieżki prowadzącej na posesję sołtysa.
Do siedliska naszego Czytelnika już nie dotarł.