W mieszkaniu Teresy Marczuk robotnicy wyburzyli piec i… zwinęli manatki. Kobieta została z bałaganem i jednym piecem do ogrzania całego mieszkania. Wszystko przez błąd projektantów.
– Byłam szczęśliwa, dopóki nie okazało się, że nowe mieszkanie jest zimne i zawilgocone – wspomina pani Teresa. – 70 mkw. ogrzewał jeden elektryczny piecyk. Po moich interwencjach urzędnicy obiecali mi dwa piece kaflowe. Doczekałam się ich dopiero w... 2003 r. Niestety, nie sprawdziły się. W mieszkaniu jest nadal zimno i wilgotno.
Urzędnicy twierdzą, że Marczuk sama sobie nie chce pomóc. – Na wniosek mieszkańców kamienicy, w tym pani Marczuk, już w 2000 r. na swój koszt zrobiliśmy im przyłącze centralnego ogrzewania – mówi Jerzy Kendzierawski, zastępca Wydziału Infrastruktury UM. – Pion jest już w budynku i wystarczy zainstalować w lokalach grzejniki, aby wpuścić do nich ciepło.
– Nie stać mnie na takie ogrzewanie – zżyma się pani Teresa. – Miesięcznie musiałabym za nie płacić 400–600 zł. Dlatego w ubiegłym roku poprosiłam o zainstalowanie tzw. ogrzewania etażowego, obejmującego tylko moje mieszkanie. Prezydent wyraziła na to zgodę. Mam to na piśmie.
Marczukowej obiecano zainstalowanie pieca centralnego ogrzewania i kaloryferów we wszystkich pomieszczeniach. Najpierw jednak trzeba było zlikwidować istniejące piece. Fachowcy zburzyli jeden, a potem nagle przerwali prace. Wyszło na jaw, że zabrali się za robotę, nie mając na to pozwolenia.
– Projektant instalacji nie sprawdził, że plan zagospodarowania przestrzennego śródmieścia nie przewiduje takiego rozwiązania. Budynki można podłączyć albo ogrzewać elektrycznie – mówi Henryka Skrzypczak z Urzędu Miasta. – Dlatego decyzja w sprawie budowy indywidualnego centralnego ogrzewania w mieszkaniu pani Marczuk musiała być negatywna.
Kendzierawski zapewnia, że w tej sytuacji zaproponował pani Teresie, aby zgodziła się na podłączenie mieszkania do miejskiej sieci bądź zamieniła je na inne. A jeśli nie, to PUM gotów jest odbudować jej piec i poprawić drugi. Co na to sama zainteresowana?
– Od kiedy robotnicy zeszli z budowy, nikt mnie o nic nie pytał – mówi. – Koczuję w zimnym mieszkaniu i wciąż czegoś szukam, bo większość rzeczy złożyłam w jednym miejscu pod folią. Zapowiedziały się u mnie dzieci, a ja nie mam ich gdzie położyć. Nie wiem, co będzie dalej. Czuję się coraz bardziej bezradna.