Stańków koło Chełma, niedziela, godz.14.30. 83-letnia Maria S. wychodzi z domu, żeby nakarmić psa. Mieszaniec rotwailera nagle wpada w furię. Rzuca się na swoją opiekunkę. Gryzie w głowę i szyję. Tak długo dopóki kobieta się rusza.
Pani Maria stawiając w kojcu miskę z jedzeniem prawdopodobnie nie domknęła drzwi. Odwróciła się i ruszyła w stronę domu. Pies wymknął się z kojca i ruszył za nią. Dogonił ją po jakiś 20-metrach, przy studni.
– Krzyki kobiety usłyszała jej córka – mówi dyżurny chełmskiej policji. Wybiegła na dwór i próbowała odciągnąć psa od leżącej na ziemi matki.
Nie pomógł ani kołek ani przyniesiony z domu nóż. Pies wpadł w szał. Gryzł staruszkę po twarzy i szyi.
– Córka pani Marii wołała o ratunek i usłyszał to sąsiad – mówi Zenon Skibiński, sołtys Stańkowa. - Dopiero z jego pomocą udało się odciągnąć psa i zamknąć go w kojcu.
Rodzina wezwała pogotowie. Na miejsce przyjechała karetka, która była najbliżej, bez lekarza. Okazało się, że na ratunek nie ma szans. Wezwano drugi zespół z lekarzem, aby stwierdzić zgon.
– Różne rzeczy w życiu widziałem, ale ten wypadek był po prostu makabryczny – mówi Waldemar Fiuk, zastępca dyrektora ds medycznych w chełmskim pogotowiu, który był na miejscu tragedii.
– Prawdziwa tragedia – mówi sołtys Skibiński. – To była taka dobra kobieta. Zdrowa jak na swoje lata, pogodna. I taka straszna śmierć ją spotkała. Zginęła przez własnego psa.
Dlaczego pies zaatakował swoją opiekunkę? Jak mówią świadkowie, gdy zamknięto go w kojcu po jego agresji nie pozostał nawet ślad. Pies był spokojny. Nawet merdał ogonem. Nie wiadomo jeszcze, co się z nim stanie. Na razie będzie pod obserwacją lekarza weterynarii.