To samowola budowlana – mówi powiatowy inspektor nadzoru. Inwestor twierdzi, że wszystko robił legalnie. Nadzór jednak nakazał zamknięcie stoku narciarskiego i zgłosił sprawę do prokuratury. Ale narciarze szusują nadal.
– Pracownicy nadzoru stwierdzili na miejscu 2 wyciągi i 2 obiekty: jeden składający się z 14 kontenerów, a drugi z 4 – mówi Krzysztof Chyła, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. – Niestety, pracownik stoku nie okazał żadnych dokumentów świadczących o legalności budowy.
– Nikt mnie nie poinformował o kontroli. Dokumenty były, ale w firmie – zapewnia Wojciech Gąska, właściciel Wotexu.
13 stycznia. Właściciel firmy Wotex przychodzi do nadzoru. Bez dokumentów. Zapewnia, że doniesie je do następnego dnia do godz. 10.
14 stycznia. – Pan Gąska nie pokazał się ani do godz. 10, ani w ogóle. Dokumentów nie doniósł – mówi Chyła.
18 stycznia. Nadzór budowlany wydaje postanowienie o wstrzymaniu budowy stoku i nakazuje właścicielowi ogrodzenie obiektu, aby nie mogły tam wejść "osoby trzecie”, lub zdemontowanie urządzeń.
– Dla nas najważniejsze są dokumenty potwierdzające legalność budowy. W tym przypadku ich nie było – dodaje inspektor. Dlatego tego samego dnia nadzór powiadamia prokuraturę o popełnieniu samowoli budowlanej.
19 stycznia. Do nadzoru trafiają dokumenty z urzędu miasta. To zgłoszenie firmy "Wotex” o zamiarze wykonania robót nie wymagających pozwolenia na budowę. Datowane na 23 grudnia. 11 stycznia urząd oficjalnie poinformował inwestora że nie wniósł do zgłoszenia zastrzeżeń.
– Wszystkie wymagane dokumenty zostały firmie wydane – mówi prezydent Agata Fisz. – Pan Chyła zwrócił się do nas o ich dosłanie. Mogę się tylko dziwić, że zamiast na nie poczekać, od razu wydał postanowienie.
28 stycznia. Postępowanie w sprawie samowoli trwa, a stok, mimo postanowienia wydanego przez nadzór, nadal działa. – I bardzo dobrze, tyle się naczekaliśmy, to teraz chcemy z niego korzystać – mówi pan Andrzej, zapalony narciarz. – Ale że to niby samowola budowlana? Nie chce mi się wierzyć.
4 lutego. – Narciarze w dalszym ciągu szusują w Kumowej Dolinie. – Nie zamierzam zamykać stoku – mówi Gąska. – Wszystko, co zostało tu zamontowane nie jest trwale związane z gruntem. Dlatego nie potrzebowałem pozwolenia na budowę, a jedynie zgłoszenia. Działam legalnie.
Dokładnie te same urządzenia były m.in. w Batorzu. Na podstawie takich samych dokumentów. Na innych stokach w Rąblowie i Jacni jest tak samo. Tylko tu są problemy. Gdybym wiedział, że tak będzie, w ogóle nie zaczynałbym działalności. Dla mnie ta cała sytuacja to szok.
– Sytuacja faktycznie jest niecodzienna – mówi Chyła. – W całej mojej karierze nie przypominam sobie podobnego zdarzenia, aby tak głośna inwestycja okazała się samowolą budowlaną.