Czy można spojrzeć w oczy kilkudniowego szczeniaka i się od razu w tym psim spojrzeniu nie zakochać? Pani Renata Suchocka ze Srebrzyszcza uważa, że to niemożliwe. Dlatego wspólnie z grupą dzieci ze wsi uratowała siedem szczeniaków.
Do czasu, gdy o psach dowiedzieli się dorośli. W sklepie ekspedientka odmówiła sprzedaży karmy, radząc dzieciom, "żeby sobie lepiej cukierków kupiły”, a ktoś podsłuchał rozmowę dwóch matek mówiących, że psy trzeba zlikwidować, bo mogą przenosić jakąś zarazę.
– Dzieci przyszły do mnie po pomoc – mówi pani Renata, która bez zwierząt nie wyobraża sobie życia. Sama ma w domu sześć kotów i cztery psy. – Trzeba było zwierzaki zabrać z ruin. Poszliśmy tam całą gromadą. Każde z dzieci niosło jednego malucha. Dwoje prowadziło suczkę. Wszystkie trafiły do mnie.
Zwierzęta były w strasznym stanie. Zapchlone i zarobaczone. Najsłabsze praktycznie na granicy śmierci. Ich matka pogryziona, pobita i wychudzona. Obraz nędzy i rozpaczy.
– Zrobiliśmy im budę. Podkarmiliśmy i podleczyliśmy – opowiada pani Renata. – Bardzo pomógł nam pan Mariusz Kluziak ze Straży Ochrony Zwierząt i lekarze z lecznicy Chełmińscy. Bez ich pomocy byłoby nam bardzo trudno.
Teraz szczeniaki są już w dobrej formie. – Aż miło na nie patrzeć, jak tu radośnie biegają po podwórku – mówi Józefa Fryszkowska, babcia pani Renaty. – Wnuczki je uwielbiają. My tu wszyscy kochamy zwierzęta. A jeśli są w potrzebie, trzeba pomagać.
Utrzymanie tylu zwierząt to wielkie wyzwanie organizacyjne i finansowe. Ale pani Renata podkreśla, że gdyby była taka potrzeba jeszcze raz, zachowałaby się tak samo i przygarnęła psią gromadę. – Warunków może u nas nie mają nadzwyczajnych, ale na pewno maja naszą miłość – mówi pani Renata i ma nadzieję, że taką samą miłość pieski znajdą w swoich nowych domach.