Do Dorohuska–Okopy, bazy protestu, zmierza kolumna ciągników rolniczych i oflagowanych samochodów osobowych. Czuć jest atmosferę protestu zorganizowanego przez Stowarzyszenie „Oszukana Wieś”. Tak zaczyna się czwartkowy poranek przed przejściem granicznym w Dorohusku.
Kilkanaście kilometrów przed przejściem granicznym, policja separuje ruch pojazdów. Ciężarówki, lawety z samochodami, trafiają na pobocze. Dalej jadą auta osobowe i ciężarówki z pomocą dla Ukrainy min. cysterny z paliwem.
Rozżaleni rolnicy już drugi raz w ciągu niespełna trzech tygodni blokują drogi dojazdowe do wschodniej granicy. – Ten rząd nie panuje nad importem zbóż z Ukrainy – mówią rozżaleni.
Kierowcy ciężarówek muszą cierpliwie czekać na koniec protest, aby przekroczyć granicę z Ukrainą w obu kierunkach.
Na protest przyjechało o kilkuset rolników z całego kraju. – Problem niekontrolowanego importu zboża z Ukrainy dotyka rolników z całego kraju – mówi Wiesław Gryn z Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego, współorganizatora akcji w Dorohusku.
– W stodole mam tony zboża z ubiegłorocznych zbiorów. Kilka miesięcy temu za tonę zboża na skupie płacili 1600 złotych. Teraz 900 złotych. Jest to o 20 proc. poniżej j kosztów produkcji – mówi Grzegorz spod Hrubieszowa, uprawiający zboże na 20 hektarach.
– Zboże z Ukrainy nie trzyma żadnych norm. Zbiory z ogromnych, przemysłowych gospodarstw, leżą w magazynach nawet dwa, trzy lata. Teraz, bez badania czy kontroli, jakości, trafiają do naszych młynów, w efekcie do konsumentów. Tak psujemy markę polskiej żywności, ciężko budowaną przez lata - mówi kolejny rolnik spod Hrubieszowa.
– Kilka dni temu ukraiński kierowca ciężarówki ze zbożem pokazał mi dokumenty przewozowe. Transport miał trafić do Fajsławic, a nie do Afryki, jak twierdzi rząd – dodaje kolejny oburzony rolnik.
Zboża z Ukrainy, bez ceł i kontroli, jakości, miało tylko tranzytem przejechać do polskich portów i dalej, drogą morską, trafić do odbiorców na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Tymczasem część, nikt nie wie, jaka, trafia na polski rynek. W efekcie ceny skupu w Polsce spadły poniżej progu opłacalności produkcji, co rozsierdza rolników.
Rolnicy mają pretensje do rządu PiS za brak kontroli nad tym importem. – Koszty produkcji mamy jak na zachodzi, a ceny skupu jak na Ukrainie. Jak mamy konkurować i funkcjonować na wolnym rynku – pyta się retorycznie Wiesław Gryn.
Rolnicy dobrze przygotowali się protestu. W rozstawionych namiotach można się ogrzać lub napić się gorącej herbaty, czeka miód do pokrzepiania się. Jest mobilna scena i kilka zabytkowych ciągników rolniczych. Porządku pilnuje policja. Protest potrwa do północy w piątek.