Janusz Korczyński, wójt gminy Krasnystaw, jeszcze nie otrząsnął się po zatrzymaniu go przez białostockich policjantów i przewiezieniu do prokuratury i sądu. Po raz pierwszy w życiu spędził noc w areszcie.
- Takiego spotkania, ani rozmowy nie było - mówi Korczyński. - Nie mogło też być mowy o ustawieniu przetargów. Tym bardziej że jeden z nich został rozstrzygnięty już w kwietniu, a więc przed domniemanymi obietnicami.
Korczyński uważa, że jeśliby nawet stawiane mu zarzuty były uzasadnione, to i tak zastosowane wobec niego środki były do nich niewspółmierne. To przekonanie podzielił białostocki sąd, odrzucając wniosek prokuratury o zastosowanie wobec Korczyńskiego środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania. Nie zażądał od niego pieniężnej kaucji, ani nie odebrał mu paszportu. Jest pan wolny - usłyszał wójt, po czym nie pozostawało mu nic innego, jak wrócić do domu i do pracy.
Przedsiębiorca, który zarzucił Korczyńskiemu korupcję, pozostaje w sporze z gminą Krasnystaw. Kością niezgody jest naliczony za jego usługi podatek VAT. Problem w tym, że w ramach jednego z zadań jego firma nie dotrzymała terminu. Tymczasem stawka podatku została podniesiona
z 7 do 22 proc. Korczyński uznał, że przedsiębiorca, opóźniając roboty na własne życzenie, wpadł w podatkową pułapkę i że nie ma żadnych podstaw, by rekompensować mu jego potknięcie. - Ten człowiek publicznie groził mi i mojej nieżyjącej już zastępcy, że nas wsadzi za kraty - mówi Korczyński. - Mam
na to świadków.
Jednocześnie przyznaje,
że swego czasu próbował wykonawcę zainteresować sponsorowaniem lubelskiego MOSiR. - Niczego w zamian mu nie obiecywałem - mówi.
Korczyński ma 60 lat.
Od 27 lat związany jest z samorządem gminy Krasnystaw. W tym czasie nigdy nie miał do czynienia z sądem, prokuratorem czy policją.