Członkowie Spółdzielni Mieszkaniowej Nadbużanka nie mogą się doczekać zakończenia procesu byłej księgowej i prezesa spółdzielni. Sprawa ciągnie się od prawie czterech lat.
- Zaczynamy już tracić cierpliwość - mówi Stanisław Typiak, prezes Nadbużanki. - Nie tyle nam chodzi o wyroki, co o odzyskanie przynajmniej części wyprowadzonych ze spółdzielni pieniędzy.
Typiak zajął fotel prezesa spółdzielni w lipcu 2008 r. Nikt inny nie chciał tego stanowiska. Katastrofalna sytuacja finansowa spółdzielni była powszechnie znana. Trzy bloki z 54 lokalami aż prosiły się o remont. Spółdzielnia miała też zaległości w opłatach, m.in. za wodę. Panowało przekonanie, że Nadbużanki już nic ani nikt nie uratuje.
- Udowodniłem, że może być inaczej - mówi prezes. - Zanim jednak zabrałem się za remonty, najpierw zleciłem lustrację. Wtedy okazało się, że z kasy wyparowało 164 tys. zł! Nie zostawało mi nic innego, jak powiadomić o tym prokuraturę.
Akt oskarżenia przeciwko Marii P., byłej księgowej, Jerzemu B., byłemu prezesowi i Andrzejowi K., byłemu wiceprezesowi był gotowy w czerwcu 2010 r. Pierwsza rozprawa odbyła się już w sierpniu. Wtedy też Andrzej K. dobrowolnie poddał się karze. Pozostała dwójka wciąż się broni, chociaż podczas jednej z wielu rozpraw Maria P. przyznała się do przywłaszczenia pieniędzy.
Gdyby nie przedawnienie, na ławie oskarżonych zapewne zasiadłby także poprzednik Jerzego B. na fotelu prezesa.
- W czasie jednej z rozpraw zwróciłem Jerzemu B. uwagę, że gdyby obejmując prezesurę zarządził lustrację, to być może nie siedziałby teraz na ławie oskarżonych. na jego miejscu mógłbym być ja, gdybym nie zrobił tego, co on zaniedbał - mówi Typiak.
Zdaniem oskarżyciela Mariusza Koszuka z chełmskiego Ośrodka Zamiejscowego Prokuratury Okręgowej w Lublinie, sprawa w chwili złożenia do sądu aktu oskarżenia wydawała się oczywista.
- Różne rzeczy złożyły się na to, że sądowe postępowanie trwa tak długo - mówi Koszuk. - Przez pewien czas było zawieszone ze względu na osobistą sytuację sędzi. Potem obrońcy co raz składali nowe wnioski dowodowe na korzyść swoich klientów, a je sąd uwzględniał. To dopuszczalna praktyka, z którą trzeba się pogodzić. Prezes Typiak wraz z pozostałymi, zainteresowanymi członkami spółdzielni muszą się więc uzbroić w cierpliwość - dodaje.