"Zaje… wyprzedaż” – krzyczą wielkie plakaty w Chełmie. Jednych śmieszą, innych rażą. Ci drudzy mówią, że nawet autorzy reklam znanej niemieckiej sieci Media Markt tak daleko się nie posunęli.
– Nie życzymy sobie takich reklam – mówi Jerzy Grosman z Rady Osiedla Dyrekcja Dolna. – Mieszkańcy proszą, abym coś z tym zrobił. Tylko co ja mogę? Co najwyżej za pośrednictwem mediów napiętnować tych, którzy te bilbordy rozwiesili.
– Wczoraj te reklamy były u mnie tematem dnia – przyznaje Ireneusz Tchórzowski, barman jednego z chełmskich pubów. – Nawet młodzi klienci mówili, że są niesmaczne. Hasło "Nie dla idiotów” sieci Media Markt to przy tym pestka.
Kontrowersyjne plakaty są m.in. na bloku Wspólnoty Mieszkaniowej nr 7. – Umowę na umieszczanie reklam tej sieci zawarł mój poprzednik – mówi prezes Adam Szpetmański. – Do tej pory treść ich bilbordów nie budziła zastrzeżeń. Przyznaję, że w obecnym jest o jedno słowo za dużo. Mieszkańcy też zwracają mi na to uwagę.
Przy ul. Hrubieszowskiej na ścianie przylegającej do posesji pani Anny do niedawna była reklama pralki. – Niedawno sąsiadka zapytała mnie, czy zgodzę się na nową. W imię dobrego sąsiedztwa odpowiedziałam, że dlaczego nie – mówi. – Nie spodziewałam się, że nalepią coś takiego. Aż chciałoby się powiedzieć "o kur...”
Stanisław Mościcki, zastępca prezydenta Chełma, jeszcze plakatów nie widział. – Jestem zdecydowanym przeciwnikiem wulgaryzmów w reklamie – powiedział jednak. – Zgadzam się, że ma przyciągać wzrok, ale nie za wszelką cenę.
Zdaniem Mościckiego całą odpowiedzialność ponosi sieć sklepów. I zapewnia, że na komunalnych obiektach takich bilbordów nie ma. Dlatego nie przewiduje ze strony miasta żadnej interwencji.
Edyta Tomikowska, rzecznik warszawskiej centrali firmy AGD RTV nie chciała wczoraj skomentować sprawy. Stwierdziła, że powinien to zrobić prezes. Jest jednak na urlopie i Tomikowska nie była w stanie się z nim skontaktować.
Prof. Jerzy Bralczyk, językoznawca
Słowo "zajebiście” – czy się komu podoba, czy nie – nie powinno być w użyciu. Wyraz, od którego pochodzi, jest jednoznacznie wulgarny. Podobnie niestosowne jest użycie w reklamie nawet złagodzonego słowa "o kur...”. Nie dlatego oba te słowa są zakazane, że są magiczne, ale że nie mieszczą się w granicach przyzwoitości.
Co na to prawo?
Zgodnie z kodeksem wykroczeń "kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1.500 złotych albo karze nagany”.
– To zwykle skomplikowane sprawy – zastrzega Jacek Deptuś z lubelskiej policji. – Muszą się wypowiedzieć specjaliści, którzy sięgną do wykładni kodeksu wykroczeń i reguł języka polskiego i ocenić, czy dane słowo w danej sytuacji można uznać za nieprzyzwoite.
Zagłosuj w ankiecie na stronie Dziennika Wschodniego