Dariusz Stasiuk oskarża dwóch lekarzy ze Szpitala Neuropsychiatrycznego w Lublinie, że przez nich dostał odleżyn i stracił nogę. Żąda 20 tysięcy zł odszkodowania i 80 tys. zł zadośćuczynienia.
Dwa lata temu podczas konnej przejażdżki Stasiuk doznał urazu kręgów. Sparaliżowany wiele miesięcy spędził w klinice, ośrodku pomocy i w końcu w Szpitalu Neuropsychiatrycznym w Lublinie.
– Trafiłem tam z zapaleniem oskrzeli i niewielkimi odleżynami – opowiada Stasiuk. – Nie przeszkadzało mi to, gdyż od pasa w dół nie czułem bólu. Moim stanem zaniepokoili się dopiero odwiedzający mnie przyjaciele.
Coraz większe odleżyny zaczęły zagrażać nie tylko zdrowiu, ale i życiu Stasiuka. Sprowadzono wybitnego specjalistę, prof. Jana Podlewskiego.
– Każda odleżyna jest w pewnym sensie zaniedbaniem, ale w wielu przypadkach nie do uniknięcia – mówi prof. Podlewski. – Jednak to do lekarza należy ocena każdego przypadku i odpowiednie reagowanie.
Podczas ostatniej rozprawy pielęgniarki tak to uzasadniały: "Pacjent nie chciał, aby go przekręcać”. Jedna z nich tłumaczyła, że wolał w wygodnej pozycji oglądać telewizję. On sam stanowczo temu zaprzecza.
Przyjaciele postanowili zabrać Stasiuka do szpitala w Lubartowie. Ale tamtejsi lekarze, widząc tak rozległe odleżyny, skierowali pacjenta do specjalizującego się w przeszczepach skóry szpitala w Warszawie. Niestety, nikt nie był już w stanie mu pomóc.
Mężczyzna wrócił do Lubartowa. Lekarskie konsylium zadecydowało, że jedynym ratunkiem dla niego jest amputacja nogi.
Pozwany przez Stasiuka ordynator i lekarz prowadzący nie chcieli wypowiedzieć się w tej sprawie. Odmówił nam także Marian Lewczuk, dyrektor Szpitala Neuropsychiatrycznego. Ograniczył się jedynie do stwierdzenia, że biegli i sąd ocenią, kto ma rację. Jego zdaniem Stasiuk jej nie ma. (tom)