Przez dwa dni ekipa z Instytutu Pamięci Narodowej wraz z archeologiem przekopywała fragment dziedzińca dawnej siedziby Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Chełmie w poszukiwaniu szczątków więźniów, którzy mieli być tam zamordowani. Jak dotąd – bez powodzenia.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
– Z kwerendy źródłowej i relacji świadków wynikało, że w bezpośrednim sąsiedztwie PUBP pochowano 12 osób – mówi prof. Krzysztof Szwagrzyk, zastępca prezesa IPN. – Przyjechaliśmy do Chełma, aby to sprawdzić. Naszym zadaniem jest odnalezienie szczątków pomordowanych celem identyfikacji i godnego pochówku.
Prof. Szwagrzykowi towarzyszyła ekipa pracowników lubelskiego IPN z Marcinem Krzysztofikiem, naczelnikiem tamtejszego archiwum. To właśnie ich zasługą było odnalezienie i przekazanie rodzinie przechowywanej w lubelskim Zakładzie Medycyny Sądowej czaszki „Lalka”, ostatniego z Żołnierzy Niezłomnych.
– Zanim przyjechaliśmy do Chełma solidnie się przygotowaliśmy – mówi Krzysztofik. – Z naszej wiedzy wynika między innymi, że na terenie PUBP pochowani zostali aresztanci, którzy zostali w trakcie przesłuchań zamęczeni bądź popełnili samobójstwo. Dotyczy to na przykład Mieczysława Wolanina, który korzystając z chwilowej nieobecności przesłuchującego go funkcjonariusza, miał wyskoczyć przez okno. Zgodnie z inną wersją, miał być zamęczony i dla zatuszowania sprawy wyrzucony przez okno przez samych funkcjonariuszy.
Wytypowany do badań fragment dziedzińca za zgodą właściciela posesji został przekopany na głębokość pięciu metrów.
– Nie znaleźliśmy ani jednej kości, chociaż mieliśmy trzy wysoce wiarygodne wskazania – mówi archeolog Wojciech Mazurek, kierownik badań. – Myślę, że w tej sytuacji warto rozszerzyć teren poszukiwań.
Również prof. Szwagrzyk skłania się ku temu, aby badania były kontynuowane. Problem w tym, że część dziedzińca zajęły zbudowane w latach 80. garaże. Profesor wie, że podczas budowy robotnicy znaleźli tam ludzką czaszkę.
– W pierwszej połowie lat 90. zanotowałem relację jednego z byłych akowców, który mieszkał w sąsiedztwie siedziby PUBP – mówi Jerzy Masłowski, chełmski historyk. – Między innymi powiedział mi, że kiedy milicjanci już się z tego budynku wynieśli i teren stał się otwarty, psy zaczęły wykopywać tam ludzkie kości. W mieście zrobiło się o tym głośno. Zapewne dlatego dziedziniec czym prędzej wyasfaltowano i ograniczono wstęp na ten teren.
PUBP funkcjonował w budynkach przy obecnej ul. Reformackiej 27 od połowy 1945 do 1956 r. Więzieni i torturowani byli tam żołnierze Armii Krajowej, Zrzeszenia Wolność i Niepodległość, Batalionów Chłopskich, Narodowych Sił Zbrojnych i innych organizacji niepodległościowego podziemia. Świadectwem tamtych czasów jest urządzona przez Muzeum Ziemi Chełmskiej w trzech udostępnionych przez właściciela oryginalnych celach ekspozycja „Chełmska bezpieka i jej ofiary”.
Charakter chełmskiej katowni UB najlepiej charakteryzuje odnaleziony przez Masłowskiego raport z kontroli przeprowadzonej przez przedstawiciela Wojewódzkiego Urzędu BP. Zarzucił w nim chełmskim funkcjonariuszom brak dbałości o dokumentację. Reakcją jednego z nich było stwierdzenie, że lepiej bije, niż pisze.