– Zarzut jest zasadny, ale naruszenie przepisów ustawy nie miało wpływu na wynik wyborów – to opinia prokuratora generalnego na skargę kandydata na posła, który zgłosił nieprawidłowości podczas październikowego głosowania.
Po wyborach Piotr Zygarski, kandydat na posła z list Koalicji Obywatelskiej w okręgu chełmskim, złożył zawiadomienie o możliwości błędnego zliczenia głosów. Chciał ponownego ich przeliczenia i ukarania winnych.
– W komisji w Kawęczynie, w której głosowałem sam na siebie, a głosy na mnie oddawali też moi bliscy, zdobyłem zero głosów – tłumaczy Zygarski. – To zastanawiające, bo mam pewność, że w tej komisji oddano na mnie 19 głosów.
Zygarski chciał ponownego sprawdzenia wyniku głosowania, bo chce wiedzieć iloma głosami przegrał w uczciwej walce.
– Mam świadomość, że nie zdobędę mandatu. To jest kwestia zasad. Muszę walczyć dla przyszłych pokoleń. Trzeba walczyć o prawdę – podkreślał.
Tych wątpliwości nie podzielił jednak prokurator generalny opiniujący skargę dla Sądu Najwyższego.
– Zarzut protestu Piotra Zygarskiego, jest zasadny, ale naruszenie przepisów ustawy Kodeks wyborczy nie miało wpływu na wynik wyboru, ani w Okręgu nr 7, ani tym bardziej w skali całego kraju – czytamy w stanowisku prokuratora, który uznał, że ponowne liczenie głosów jest bezzasadne.
Dlaczego? Bo Zygarski otrzymał w sumie 254 głosy i do Sejmu i tak by się nie dostał. Na dwa mandaty z jego listy w okręgu chełmskim głosowało odpowiednio aż 21 483 osoby (na Riada Haidera) i 15 452 osoby (na Krzysztofa Grabczuka).
– Czekam aż sprawą zajmie się teraz Sąd Najwyższy – podsumowuje Zygarski. – Opinia prokuratora generalnego pokazuje, że w Polsce prawo działa źle. Pokazuje, że jeden głos nie ma znaczenia mimo przewyborczych apeli, że liczy się każdy głos. Jako obywatele musimy mieć pewność, że nasze zdanie nigdy nie jest ignorowane. Dlatego wybory powinny być policzone dokładnie.
Sprawę znikających głosów w komisji w Kawęczynie bada jeszcze prokuratura.