To jest opowieść o kobiecie, która przeszła do historii niejako „przy okazji” związku z Marią Dąbrowską. Tymczasem Sylwia Chwedorczuk stawia Annę Kowalską na pierwszym planie i nadaje jej należną rangę, tak w literaturze, jak i życiu literackim powojennej Polski.
Dziś o Annie Kowalskiej powiedzielibyśmy zapewne, że to feministka; indywidualistka i intelektualistka, niezależna w poglądach i uczuciach, z jasno określoną wizją samodzielnego życia, swobodnie wyrażająca swoje zdanie. Kochała literaturę i pragnęła pisać. Swoją miłość do literatury już w szkole przeniosła na nauczycielkę, niestety było to jedno z wielu nieodwzajemnionych uczuć. Spełnienie przyszło na studiach. Anna zakochała się w swoim profesorze, Jerzym Kowalskim, który zafascynował ją swoją erudycją, talentem, charyzmą i… miłością do literatury.
Przez lata ich związek opierał się na wspólnych podróżach i związanej z nimi wspólnej pracy twórczej, w której Anna grała drugie skrzypce. Mimo niewątpliwego talentu, otwartego umysłu, wyjątkowej osobowości, szerokich horyzontów była w cieniu sławnego męża. To dziwi, zważywszy na niezależną naturę Anny, jej nowoczesne poglądy i literackie aspiracje. Odpowiedź tkwi prawdopodobnie w niskiej ocenie własnych możliwości i wysokim poziomie autokrytycyzmu. Anna nie wierzyła, że może być wybitną, a przynajmniej dobrą pisarką. Natomiast bezgranicznym uwielbieniem otaczała tych, których za wybitnych uważała. Wydaje się, że rolę drugoplanową sama sobie w życiu przypisała. Tak było w przypadku małżeństwa z Jerzym, jak i związku z Marią Dąbrowską.
Uczucie do pisarki rozwijało się powoli, od czasów wojennych. Sporadyczne, przyjacielskie spotkania we Lwowie, w domu Kowalskich, później w Warszawie, w domu Marii Dąbrowskiej i jej partnera życiowego Stanisława Stempowskiego, z czasem przeszły w intymną relację między kobietami, a z biegiem lat w trwały związek. W tym układzie Anna znów była na drugim planie. Rozdarta między mężem, a kochanką, między własnymi ambicjami literackimi, a potrzebą wspierania pracy Marii, szukała rozwiązania, który zaspokoi oczekiwania innych. Swoim kosztem. Dla Dąbrowskiej Kowalska zostawiła po śmierci męża ukochany Wrocław i z córką Tulą przeniosła się do Warszawy. Była jej kochanką, przyjaciółką, powiernicą, gosposią, asystentką. To Dąbrowska była znaną pisarką, a Kowalska jedynie partnerką znanej pisarki – mimo że z pisania nigdy nie zrezygnowała. Oddana, podporządkowana, uległa. I niespełniona, niedoceniona, rozgoryczona. Takie nuty wyraźnie pobrzmiewają w „Dziennikach” Anny Kowalskiej. „Dziennikach” znakomitych, które w pełni oddają talent Anny.
Sylwia Chwedorczuk po latach przywróciła Annie Kowalskiej należną jej rolę. Główną rolę. W literaturze, literackim życiu powojennej Polski i w życiu Marii Dąbrowskiej. Bardzo jej za to dziękuję.
Sylwia Chwedorczuk „Kowalska. Ta od Dąbrowskiej”, Marginesy