Chcą, żeby ich skrótową nazwę MGMT rozwijać w management, co na gruncie muzyki znaczy: ci, którzy opiekują się artystami.
Chcieli, żeby go produkował Barrack Obama. Ostatecznie zgodzili się z wydawcą na Dave'a Fridmanna, bez którego The Flaming Lips nie byliby gwiazdami nowej psychedelii. Na plażowej okładce wyglądają jak surfingowi dandysi - obaj półnadzy, jeden w chuście, drugi w pelerynie. Andrew Van Wyngarden i Ben Goldwasser mają wielkie ambicje, bardzo oryginalny gust i ogromne poczucie humoru. I wszystko to słychać w ich muzyce.
Od czasu pierwszego albumu Scissor Sisters nie było płyty równie zjawiskowej i równie przebojowej. Podobnie jak "Scissor Sisters”, "Oracular Spectacular” jest longplayem bardzo eklektycznym. Zaczyna się rozkołysanym numerem electro ze świszczącymi syntezatorami. Potem zaskakuje woltą w klimat balladowy. Następnie urzeka psychedeliczną przestrzennością. Po czym uwodzi głęboko pulsującym popem. Ma nawet parę minut stylu progresywnego.
Tak jak tam, tak i tu każdy numer to materiał na dużego hita. Piosenki duetu, tak jak utwory kwintetu, brzmią zarazem nowocześnie i klasycznie. To powoduje, że mogą się podobać i starszym, i młodszym, albo tradycjonalistom i postępowcom.
Wszakże pod warunkiem, że nie razi ich wysoki męski śpiew. Bo i ten element stylu Scissor Sisters pojawia się tu dość często.
Podobieństwa nie idą jednak tak daleko, by można było pomylić jakiś numer MGMT z którąś piosenką ich ziomków (jedni i drudzy są z Nowego Jorku). Inna jest melodyka, inne barwy, inne rytmy.
MGMT - "Oracular Spectacular” (Columbia/Sony BMG)