Poznają się na studiach. Józef ma 17 lat, Bohdan - 19. Szanajca to syn lubelskiego aptekarza, absolwent gimnazjum im. Vetterów. Lachert pochodzi z dobrej rodziny warszawskich przedsiębiorców. Od tej chwili będą nierozłączni.
Dusza towarzystwa i domator. Marzyciel i racjonalista. Dwa przeciwieństwa, które znakomicie się uzupełniają. Lachert ma dobre kontakty i siłę przebicia. Szanajca jest wybitnie uzdolnionym pracoholikiem. Jeden z znajduje inwestorów, drugi dniami i nocami ślęczy nad projektem.
Ta książka to nie tylko znakomity portret pary wybitnych przedstawicieli polskiego modernizmu, ale także malowniczy obrazek artystycznego światka 20-lecia międzywojennego. W Warszawie, gdzie główne ulice wyłożone są dębową kostką, awangardowi artyści urządzają wystawy w salonach samochodowych, a Szanajca na zaliczenie projektuje zespół kilkunastopiętrowych szklanych bloków. Patrząc dziś na ten projekt, trudno uwierzyć, że powstał 1927 r. Tak jak Szanajca wyobrażał sobie apartamentowce, dziś buduje się biurowce. Choć nawet dziś jego futurystyczna wizja nadal wydaje się nierealna.
Lachert i Szanajca na studiach obracają się wśród lewicującej inteligencji. Kształtuje ich środowisko awangardowej elity stolicy o międzynarodowych ambicjach. Są młodzi, twórczy i szalenie ambitni. Chcą przebudować świat według własnych planów ukształtowanych na ideach Bauhausu i Le Corbusiera. Zastanawiają się jak język plastyki przełożyć na architekturę. Sypią nowatorskimi pomysłami, nie boją się radykalnych rozwiązań. Wiele ich propozycji wyprzedza epokę (zwrócić Warszawę w stronę Wisły) lub kompletnie nie znajdują zrozumienia konkursowego jury (baseny w miejscu starych kamienic na Powiślu).
To fascynująca opowieść o utalentowanym środowisku polskich modernistów. Ale książka Beaty Chomątowskiej opowiada o czymś jeszcze: o niezwykłej przyjaźni, o ludziach, którzy chcieli zmieniać świat, o zderzeniu ideałów z rzeczywistością. Lektura obowiązkowa nie tylko dla fascynatów architektury.