Trudno mi powiedzieć,czym pasjonują się czytelnicy prozy Jana Grzegorczyka.Jedną z moich pasji jest klasyczne bieganie na nartach.Uważam,że górska trasa narciarska o różnych stopniach trudności jest doskonałym symbolem naszego życia.
Stanisław Madej przez 50 lat swego życia biegnie po terenie równinnym,bezpiecznie,bez problemów. Żadnego zagrożenia z zewnątrz,a i wewnątrz nie za wiele się dzieje.Madej wie swoje,robi swoje.Coś w tym stylu: słońce wschodzi i zachodzi, a ziemia kręci się bez jego udziału.Jedynym zakrętem na jego trasie narciarskiej jest śmierć matki i :STUK,PUK-natchnienie,olśnienie,że może zmienić by coś trzeba.Wyleźć z wygodnego ,ciepłego gniazda i wreszcie POFRUNĄĆ.Jak ptaki,które-nie wiadomo dlaczego,może na przekór jego zabandażowanej osobowości-zainteresowały go nagle i stały się pomostem do "młodopolskiego” zbratania ze wsią.
Sielsko –anielsko być miało,a tu Stasiu mocno się musi kijkami zapierać,bo skończył się łatwy,równinny teren,zrobiło się "pod górkę”,a i zakręty mnożyć się zaczęły.
Pod górką "zasiane” zostały i wątek kryminalny i miłosne perypetie,a także potrzeba wewnętrznego rozrachunku ze sobą.
Jeśli ktoś lubi kryminały,to wie,że najlepszy jest taki,którego rozwiązania nie domyślamy się zupełnie,który krąży,zawija,by wreszcie dopaść czytelnika zaskoczeniem.Dokładnie tak prowadzi swój wątek kryminalny Jan Grzegorczyk.W momencie,gdy wydaje nam się wszystko jasne i logiczne,autor dokonuje zakrętu,zmienia tor jazdy.I znów trzyma nas w napięciu,pobudza wyobraźnię,wpycha na mylne ścieżki.
Historia miłosna Stanisława Madeja równie zawiła ,jak kryminał.Nieźle się musi namęczyć nasz bohater z trzema różnymi kobietami.Tak chce posiąść,tak bardzo zdobyć,że zauroczenie kobietą myli z miłością do niej.Słodki jest w swej naiwności,mało rozsądny w swym błądzeniu, ale jednocześnie bardzo konsekwentny w dążeniu do znalezienia tej PRAWDZIWEJ.
I znów Grzegorczyk zaskakuje.Wyposażył bowiem swego bohatera w wyjątkowo wrażliwy zmysł węchu.Madej ma zakodowany zapach ukochanej kobiety,a więc będzie umiał odróżnić ją od "fałszywych prorokiń”. Niemniej jednak potyka się w tym szukaniu,ześlizguje,wypada z torów.Wiatr dmucha mu w oczy,rani skórę twarzy.Ciężar myśli odbiera mu sen.Ale te bezsenne noce obfitują w końcu w symboliczne sny,które pomagają mu wyjaśniać SIEBIE.
Dla innych ciepły,serdeczny,godny zaufania.Znajomi powierzają mu swe tajemnice, wpuszczają w najbardziej ukryte zakamarki duszy.Więcej: jego przyjaciółka Szacowna określiła Madeja jako Herzbinkerl, czyli ten od serca, ktoś wyjątkowo bliski. Wiązała z nim wielkie nadzieje i przekazała mu duchową spuściznę swego życia.
Sam bardzo nieufny,nie rozróżnia wrogów od przyjaciół.Kto wie,może przeszkadza w tym głęboko w nim siedzący "problem Judasza”.Przekonanie, że zdradzić może każdy,gdy tylko okoliczności będą temu sprzyjające.Madej tak naprawdę nie wierzy nikomu.Jego konfesjonałem jest pies i grób rodziców.Jakie się tu dokonują spowiedzi!Te strony książki są dla mnie bardzo cenne;pokazują Stanisława z tym wszystkim,co się na nasze człowieczeństwo składa.
Wielką podporą,a więc kijkami ,na tym biegówkowym torze, jest książka Tomasa a`Kempis oraz rodzinny obraz de Laveaux.W zasadzie można powiedzieć,że cały odcinek biegu pod górkę mieści się pomiędzy obrazem a książką.Madej przemienia się z LARWY-Rozbitka w MOTYLA-Puszczyka.
Z fascynacją obserwowałam ,jako czytelniczka,ten bieg narciarski Puszczyka.Tym bardziej,że po obu stronach toru "ustawił” autor piękną puszczę nadnotecką.Dzięki tym mistrzowskim opisom przyrody, poczułam się zaproszona do wejścia w moją własną puszczę-dosłownie i w przenośni.
Nie wiem,czy powstanie ciąg dalszy powieści (w tej intencji uśmiecham się do pisarza),ale jeśli do tego dojdzie,to Madej będzie gnał z górki na biegówkach ,pchany wiatrem i ciekawością życia.Co tam kawałek gipsu,w razie upadku.Najważniejsze,gdy w duszy nam gra.Chociaż …może być całkiem inaczej.Grzegorczyk potrafi zaskakiwać.