Hiszpania znana i nieznana. Wszyscy, którzy wybierają się na nadmorskie plaże, poleżą na leżakach, zwiedzą Sagrada Familia i galerie obrazów uważają, że już znają Hiszpanię. A jaka ona jest naprawdę?
Autorka tej książki pokazuje pewną dwoistość hiszpańskiego społeczeństwa – z jednej strony pęd do współczesności, z drugiej: niezwykłe misteria, zapamiętanie się w rytuałach i niezwykłe świętowanie, niemal fiesta.
Jednak – to trzeba powiedzieć, mimo, że autorka penetruje miejsca, do których nie każdy turysta chce i może dotrzeć, sama zachowuje się jak turystka – stoi nieco z boku i relacjonuje.
„…po chwili na ścieżce pojawił się mężczyzna okryty grubą, burą opończą. (…) W ciszy słychać było tylko dzwonienie łańcuchów na nogach pokutnika i suchy trzask flesza człowieczka z aparatem. Biały wór na głowie wciąż skrywał tożsamość człowieka, ale szata zdradzała, że musi być dużym, masywnie zbudowanym mężczyzną. Co skłoniło go do samobiczowania?”
No właśnie – co? Jak sama mówi „Tego nigdy nie mieliśmy się dowiedzieć” – bo też nigdy autorka się o to nie starała. Zostawia to sferze domysłów własnych i czytelnika. Kobylarczyk maluje słowem obrazy. To jej własne refleksje, obserwacje, domysły. Kontakty z miejscowymi ludźmi ogranicza się do wymiany najprostszych zdań, które w minimalnym stopniu coś wyjaśniają i w gruncie rzeczy wcale o to nie chodzi.