Z uwagą śledzę debiuty polskich autorów, szczególnie tych, którzy biorą na warsztat kryminały. W przypadku Krzysztofa Domaradzkiego mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że jego „Detoks” to niezwykle obiecujący debiut.
Autor postawił na sprawdzone motywy i dobrze na tym wyszedł. Jest więc zamordowana młoda dziewczyna, jest ostry glina, który boryka się z osobistymi problemami, jest półświatek, ludzkie słabości i jest w końcu Łódź, w której surowej, szaro-brudnej przestrzeni rozgrywa się akcja.
Ostry glina to Tomek Kawęcki, który o ile dobrze radzi sobie w pracy, o tyle kompletnie nie radzi sobie w życiu. Jego największym problemem jest alkohol, który rujnuje mu życie osobiste. Ostatnią szansą na utrzymanie się na powierzchni jest dla niego rozwikłanie sprawy brutalnego zabójstwa młodej dziewczyny – tym trudniejszej, że nie ma motywu ani śladów. Kawęcki może więc liczyć tylko na swoją intuicję, inteligencję, dociekliwość i determinację. I robi z nich naprawdę dobry użytek.
Drugi plan tej historii jest nie mniej interesujący. Mamy tu środowisko wykładowców akademickich, studentów, prawników i - nie tak zupełnie na drugim biegunie - łódzki półświatek. Przy Łodzi warto się na chwilę zatrzymać, bo obraz miasta stworzony przez Domaradzkiego jest niezwykle sugestywny i interesujący. Łódź w „Detoksie” to miasto sprzeczności i kontrastów. Wielki potencjał, nieograniczone możliwości, duże pieniądze. I z drugiej strony brudne, zaniedbane przestrzenie, sfrustrowani ludzie, mroczne tajemnice. Łódź to miasto, które daje nadzieję i bezwzględnie ją niszczy. To miasto straconych iluzji i przegranych szans. Miasto, które wciąga jak narkotyk. I niszczy bez skrupułów.
Bardzo mi się ten obraz spodobał, bo to Łódź jaką i ja znam. Hipnotyczna, odpychająca i przyciągająca zarazem. Doskonale wręcz pasująca do klimatu tej książki. Czekam więc na więcej, bo „Detoks” – ze swoim brudnym gliną i brudną Łodzią - ma potencjał solidnego miejskiego kryminału, który z powodzeniem można rozwinąć w serię.