To już trzeci tom serii o dzielnej komisarz Malin Fors. Tym razem rzecz dzieje się jesienią. Deszczowa aura i mroczne okolice starego zamku sprzyjają dramatycznym zdarzeniom.
Śledztwo, jak zwykle u Kallentofta, nie jest proste i oczywiste. Nie wiadomo bowiem czego się chwycić, co lub kto może być istotne dla sprawy. Mamy więc wiele wątków, całą plejadę barwnych postaci i mnóstwo tropów, które prowadzą donikąd. A w tle – ale tym razem to niezwykle istotne tło – mamy samą Malin. Pani komisarz daleko do ideału.
Pije niemal na okrągło i trzeźwieje na krótko. Rozstaje się z mężem, odsuwa od córki. Ledwo daje sobie radę w pracy. Malin Fors, mówiąc wprost, traci kontrolę nad swoim życiem.
To jeden z ciekawszych elementów tej książki – bo i postać pani komisarz nie jest typowa. Do tego dochodzi niezwykle oryginalny styl narracji – skrótowy, oszczędny, surowy aż do bólu.
Mnie się ten styl bardzo podoba, choć jeśli ktoś lubi kwieciste opisy, może mieć z nim problem. Ale to właśnie te "dziwne” elementy stanowią o niepowtarzalności kryminałów Kallentofta. Ja to kupuję. I czekam na "zimowy” tom.