Zjawiska paranormalne, wróżby, przepowiednie, ekscytowały ludzi od zawsze w mniejszym lub większym stopniu. Mówi się, że zwykle przełom wieku był tym okresem, w którym rosło zainteresowanie tajemniczymi praktykami.
Wprawdzie dwudziestolecie międzywojenne było nieco późniejsze, ale nurt metafizyczny znajdował swoich zwolenników chyba na każdym poziomie społecznym. Jeśli wróżbom czy jasnowidzeniom oddawały się klasy, o których wtedy powiedziałoby się „niższe”, to konstatacją mogłoby być wzruszenie ramionami. Ale nie, tym praktykom oddawały się salony, sfery najwyższe i oświecone.
I to właśnie jest tematem tej książki. Książki – można powiedzieć, niejednorodnej, takiej, której rozdziały pochłaniają i porywają, oraz takiej, która nieco czytelnika przynudza.
Najbardziej znaną osobowością tajemniczego nurtu jasnowidzenia był niewątpliwie Stefan Ossowiecki. Był nie tylko osobą, która obdarzona darem przepowiedni i jasnowidzenia ekscytowała otoczenie. On sam miał życie nadzwyczaj barwne, choć uchodził za osobę niezwykłej łagodności i siłę spokoju. „Warszawscy przyjaciele zapamiętali go jako niezwykle skromnego, prostolinijnego, zażywnego jegomościa o wielkim poczuciu humoru. Ujmował roztargnieniem, był uroczo nieporadny i zapominalski”. Przyjaciele „wyliczyli” mu sześć małżeństw i rozwodów, ale też „Zdarzało się, że inżynier z nagła przepowiadał czyjąś śmierć, wcale o to nieproszony”. Przepowiadał – i to się sprawdziło, i w wielu budziło lęk.
Seanse spirytystyczne zapanowały nad Wisłą właśnie wśród elit. Politycy (Piłsudski), literaci (Boy-Żeleński jako medium), panie z tzw. towarzystwa – organizowali ochoczo seanse z wirującym stolikiem, szukali odpowiedzi na pytanie o przyszłość. Ale też i wróżbitów, jasnowidzów było w tamtym czasie kilku sławnych. Oczywiście najpierwszy wśród nich był zawsze Ossowiecki.
Książka, którą warto przeczytać.