Died Moroz Convention, Lublin, muszla koncertowa Ogrodu Saskiego, 22.01.10
Koncertowy festiwal w plenerze przy kilkunastostopniowym mrozie nie jest rzeczą zwyczajną. Choć imprezy sylwestrowe i finały Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy pokazują, że można z powodzeniem zorganizować w zimie granie pod gołym niebem, to są to wyjątki wsparte wieloletnią tradycją i mniejszymi lub większymi gwiazdami, przyciągającymi publiczność.
W przypadku Died Moroz Convention o tłumach nie mogło być mowy i organizatorzy chyba na nie liczyli. Festiwal był bowiem skierowany do wąskiej publiczności preferującej muzykę mocno alternatywną. Pozostawało tylko pytanie, czy zaproszeni artyści nie zlękną się mrozu i czy przyjdzie posłuchać ich choć trochę ludzi.
Niestety, niektórzy muzycy nawalili, a publiczność była w porywach kilkudziesięcioosobowa. Apogeum frekwencyjne zdarzyło się na początku, ok. godz. 17, kiedy swoim występem otwierał imprezę Robert Kuśmirowski, jej współorganizator. Ubrany w gruby płaszcz i dużą czapę grał przez kilkadziesiąt minut na starych syntezatorach zimną muzykę elektroindustrialną, która dobrze komponowała się z zimowymi okolicznościami.
Większość publiczności stała pod sceną przy ognisku, ale najlepszy widok był z alejki za płotem okalającym muszlowy amfiteatr. Stamtąd widać było i scenę, i rzędy pięknie zaśnieżonych krzesełek. Po prostu kultura i natura w artystycznej symbiozie.
Po Kuśmirowskim – występującym pod szyldem Ungut – zaprezentowali się jeszcze ekipa Śmierć Disko Sound(s), kapela punkowa Taraban oraz Dr Szron i Desper z kolektywu Redekonstrukcje. Dominowało więc mocne, bezkompromisowe granie elektroniczne. Momentami było też tanecznie, co podchwytywali słuchacze, ratując się pląsami przed zamarznięciem.
Na koniec, ok. godz. 20.30, publiczność odśpiewała jakąś quasi-szamańską pieśń o zwycięskim wydźwięku. Choć w rzeczywistości sukces zerowej, próbnej edycji festiwalu był połowiczny, to organizatorzy są pełni wiary, że jego "normalne” wydanie –1 (numeracja w dół adekwatnie do temperatury) będzie już dużą imprezą z liczną publicznością i z zagraniczną gwiazdą.
Ja za przedsięwzięcie Roberta Kuśmirowskiego i Rafała Chwały trzymam zmarznięte kciuki.