Koncert ku czci ofiar smoleńskiej katastrofy, muzycy Teatru Muzycznego i lubelskie chóry, archikatedra lubelska, 17.04.10
Dziwne, że dopiero w siódmym dniu po tym wstrząsającym wydarzeniu lublinianie mieli okazję posmucić się publicznie przy muzyce na żywo. Zastanawiające, że żadni tutejsi muzycy – ani klasycy, ani jazzmani, ani rockmani, ani folkowcy – nie zdecydowali się wcześniej wyrazić publicznie swojego bólu swoim artystycznym językiem.
Oczywiście, niektórych taka tragedia obezwładnia. Ale przecież ludzie mają rozmaite psychiki, więc muszą być i tacy, których pobudza do aktywności. I rzeczywiście – w feralną sobotę muzycy lubelskiej grupy Miąższ wraz z członkami zespołu Pogodno, którzy zostali w Lublinie po piątkowym koncercie w Teatrze Andersena, chcieli dać specjalny, improwizowany koncert "Lecha pamięci żałobny rapsod”.
Niestety, do zrealizowania swej inicjatywy wystąpienia w elegijnym klimacie nie mogli znaleźć odpowiedniego publicznego miejsca. Udostępniono im Przestrzeń Działań Twórczych "Tektura”, ale nie chcieli w niej zagrać, bo panował tu zbyt rozrywkowy nastrój. Nie dostali zgody na koncert w Warsztatach Kultury. W końcu poimprowizowali sobie na gruncie prywatnym.
Żałoba narodowa została w Lublinie zrozumiana przez niemal wszystkich organizatorów i artystów jako zakaz jakichkolwiek występów. A szkoda, bo przecież przy muzyce można się pięknie wspólnie posmucić i mądrze zadumać nad życiem i śmiercią.
Jest wiele kompozycji żałobnych, czyli stworzonych na takie okazje. Są pieśni patriotyczne. Artyści mogą napisać nowe elegijne utwory. Eschatologiczne słowa i molowe tonacje mogłyby na przykład adekwatnie zabrzmieć przed Ratuszem obok zdjęć ofiar wypadku.
Tak jak kiedyś na pogrzebie Kazimierza Grześkowiaka poruszająco zabrzmiała w wykonaniu lubelskich bardów jego pieśń "W południe”. I tak jak ostatnio zabrzmiały przed Pałacem Prezydenckim pieśni patriotyczne śpiewane przez chór z Trąbek Wielkich i grane przez Górniczą Orkiestrę Dętą "Bytom”.
Więc dobrze, że znalazła się przynajmniej jedna instytucja, która zdecydowała się przerwać lubelską ciszę. Krzysztof Kutarski, Tomasz Janczak i Jacek Boniecki z Teatru Muzycznego zorganizowali sobotni koncert w archikatedrze, podczas którego zabrzmiało Requiem d-moll KV 626 Wolfganga Amadeusza Mozarta.
Dyrygował ze znawstwem Jacek Boniecki. Wspaniale śpiewali soliści i chóry, znakomicie grała orkiestra Teatru Muzycznego. Problem w tym, że w ósmym dniu żałoby lublinianie najwyraźniej nie mieli już potrzeby gromadzenia się wokół tego smutnego tematu. I mimo że artyści zajęli połowę głównej nawy, w świątyni tłoku nie było. A wielkie ekrany przed nią okazały się zupełnie zbyteczne.