62 obrazy, 88 rysunków, 56 fotografii – prace Zdzisława Beksińskiego z Muzeum Historycznego w Sanoku wczoraj przyjechały do Muzeum Lubelskiego. Wystawę „Bezpośrednie mówienie snu” można oglądać od piątku.
Prace Beksińskiego do Lublina dyrektor Muzeum Historycznego w Sanoku przywiózł osobiście.
– Zawsze sami wozimy jego prace – mówi Wiesław Banach (na zdjęciu). – On nigdy nie miał zaufania do ludzi, którzy robią wystawy. W końcu zaufał nam. Mamy umowę, która obowiązuje nawet po jego śmierci.
Artysta zginął równo 10 lat temu, w swoim mieszkaniu na warszawskim Służewiu. Okoliczności śmierci przyniosły mu jeszcze większy rozgłos jako specjalisty od fantastycznych, tajemniczych, pełnych grozy treści.
– On wcale taki nie był. Był raczej owcą niż wilkiem – przekonuje Banach. – Skromny, delikatny, ciepły, wolał zdjąć z wystawy jakąś pracę niż kogoś urazić.
Zdzisław Beksiński nigdy nie jeździł na wernisaże. – Był zbyt zestresowany kontaktem z ludźmi. Zadawali mu pytania, często głupie, o jego obrazy. Przygnębiało go to, że nie potrafi na nie odpowiedzieć. Więc ja jeździłem za niego – opowiada Banach.
Tak jest do dziś. Choć muzeum w Sanoku (któremu Beksiński przekazał w testamencie cały swój majątek) decyduje się na nie więcej niż kilka wystaw poza swoją siedzibą rocznie. Wszędzie cieszą się niesamowitą popularnością.
– W Bydgoszczy było 17 tys. zwiedzających, w Nowej Hucie ludzie dwie godziny stali w kolejce – wspomina dyrektor banach.
Ciasno może być też w galerii lubelskiego zamku. Wstęp na wernisaż (26 lutego, godz. 18) jest wolny, ale na spotkanie z Wiesławem Banachem (27 lutego o godz. 11) obowiązują specjalne zaproszenia. Można je wygrać na Facebooku na profilu wydarzenia „Bezpośrednie mówienie snu”.
O życiu i twórczości Zdzisława Beksińskiego w piątkowym Magazynie Dziennika Wschodniego