Dr Agnieszka Krzyżewska z UMCS tłumaczy, że jeszcze nie możemy mówić o „fali upałów” i wskazuje, gdzie w mieście są najwyższe temperatury.
Zacznijmy od prognozy pogody na najbliższe dni. Według IMGW na całej Lubelszczyźnie będzie piekielnie gorąco, a jednak spodziewane są burze. Mogą się pojawiać aż do czwartku, przy czym synoptycy zastrzegają: – Prognozuje się dalsze występowanie upałów. Temperatura maksymalna w dzień od 28 stopni C do 32 stopni C. Temperatura minimalna w nocy od 17 st. C do 20 st.C.
Czy to już fala upałów? W ocenie dr Agnieszki Krzyżewskiej z Katedry Hydrologii i Klimatologii na Wydziale Nauk o Ziemi i Gospodarki Przestrzennej UMCS jeszcze nie.
– W Polsce, zgodnie z definicją, falę upałów mamy wtedy, gdy maksymalna dobowa temperatura powietrza przekracza 30 st. C przez co najmniej trzy kolejne dni. W innych krajach w Europie granica ta zmienia się od 25 do 40 st. C – wyjaśnia i tłumaczy, że w Lublinie w ostatnią niedzielę maksymalna dobowa temperatura powietrza po raz pierwszy wyniosła 30,2 stopnie. – Co oznacza, że w niedzielę możemy mówić o początku tego zjawiska – dodaje pani doktor.
Zabójczy skwar
W takiej sytuacji trzeba pamiętać o zagrożeniach, jakie niesie ze sobą wysoka temperatura. – Szacuje się, że w wyniku fali upałów z sierpnia 2003 roku w Europie Zachodniej zmarło ok. 70 tys. osób. Szczególnie narażone są osoby starsze, przewlekle chore oraz dzieci – wylicza ekspertka z UMCS.
Gorący jak Lublin
W Lublinie najdłuższe i najbardziej uciążliwe fale upałów wystąpiły w 1994 r. pomiędzy 26 lipca a 3 sierpnia oraz w 2015 r. od 3 do 13 sierpnia. Ale to 11 sierpnia 2017 r. stacja meteorologiczna na Placu Litewskim odnotowała najwyższą temperaturę. Było to 36,5 st. C.
– W Lublinie podczas fal upałów najwyższa temperatura jest w centrum, na Starym Mieście oraz na tzw. blokowiskach z wielopiętrową, gęstą zabudową, najniższa – na terenach podmiejskich i poza miastem. Zwłaszcza w nocy te różnice są najbardziej widoczne – podaje dr Krzyżewska i dodaje, że gdy temperatura minimalna w nocy nie spada poniżej 20 st. C, wówczas mamy tzw. noc tropikalną.
– To bardzo obciąża organizm człowieka, który nie może odpowiednio zregenerować się w nocy po gorącym dniu. Niestety w Lublinie obserwujemy gwałtowny wzrost takich nocy. W XX wieku występowały one sporadycznie – po kilka w ciągu roku, w XXI wieku jest już ich kilkanaście rocznie. W porównaniu z innymi miastami Polski Lublin podczas fali upałów w 2015 roku był nieco chłodniejszy, co ma związek z jego położeniem, niską zabudową, obecnością zieleni i urozmaiconą rzeźbą terenu; zwłaszcza istotną rolę odgrywają wąwozy - ocenia.