Modne są szumiące trawy i wiele osób zamiast murawy chce mieć łąkę kwietną. Przydomowe ogrody są urządzane z coraz większym profesjonalizmem. Musi być także miejsce na warzywnik.
Za panią Dominiką już pierwsza w tym sezonie wertykulacja i aeracja trawnika. Popikowane są warzywa, a krokusy wychyliły się z trawy. W kuchni stare ziemniaki mają już kilku centymetrowe pędy i lada moment wylądują w gruncie. To znak, że sezon ogrodniczy już się rozpoczął.
– Dom pod Lublinem kupiliśmy pięć lat temu. Ogród ma 500 m kw. Od początku wiedziałam, że będzie to nie tylko murawa, ale też ogród kwiatowy, drzewa owocowe i warzywniak. Wszystko już jest, a w tym roku dojdzie jeszcze foliowa szklarnia – opowiada pani Dominika.
Polacy się pobudowali. Może teraz tempo stawiania nowych domów – przez problemy całej branży budowlanej – spadło, ale ostatnie lata to była hossa. Jak już ci ludzie urządzili domy, zabrali się za ogródki.
Krasnal ogrodowy
Mieszkającym w blokach miastowym ogródek przy domu może kojarzyć się z krasnalami ogrodowymi, gipsowymi zwierzątkami a w skrajnych przypadkach z łabędziami zrobionymi ze starych opon samochodowych.
Ale to już przeszłość, dziś do ogrodów podchodzi się inaczej. Ich zaprojektowanie zleca się profesjonalnym firmom.
– Polacy do tego tematu podchodzą coraz bardziej poważnie. Korzystają z pomocy ekspertów – przyznaje Elżbieta Kulita z firmy Siła Zieleni i dodaje, że generalnie klientów można podzielić na dwie grupy.
Pierwsi sami urządzają ogrody. Czerpią inspiracje z internetu, magazynów, poradników. Ale w pewnym momencie orientują się, że nie wychodzi to dobrze. Proszą wtedy o pomoc kogoś, kto pomoże im ogarnąć temat ogrodu.
Druga grupa to osoby, które już na etapie budowania domu zaczynają planować ogród i wspierają się fachowcami.
– Kiedy zaczynam rozmowę z klientami, to zawsze pierwsze słowa są takie, że ma być ładnie.
A to pojęcie bardzo szerokie i osobiste. Dla każdego może oznaczać co innego – podkreśla Elżbieta Kulita. – Jedni chcą ogrodu naturalnego, ale kontrolowanego. Inni tradycyjnie: zielone drzewka i białe kamyczki. Ale ma być ładnie. To zrozumiałe, że ludzie zaczęli traktować przestrzeń zewnętrzną jak przedłużenie swojego mieszkania.
Modna trawa
Centrum Ogrodnicze Śnieżek w Świdniku ma 30-letnią tradycję. Początkowo jego właściciele prowadzili szkółkę roślin, ale coraz więcej klientów chciało wszystko do ogrodu kupić w jednym miejscu. Dlatego szkółka rozwinęła działalność i stała się popularnym obecnie centrum. 30 lat na rynku sprawia, że właściciele firmy widzieli już niejedną modę ogrodniczą.
– Są takie mody – przyznaje Urszula Śnieżek. – I to nie są trendy trwające przez jeden sezon, ale utrzymujące się kilka lat. Teraz tak jest z trawami ozdobnymi: wysokimi, szumiącymi, kwitnącymi. Klienci nie chcą mieć już zwyczajnego trawnika. Chcą go czymś urozmaicić, a takie trawy sprawdzają się znakomicie – dodaje ekspertka.
Ich plusem jest jeszcze to, że nie wymagają jakiejś szczególnej, czasochłonnej opieki. A to też ważne. Nie ma co ukrywać, że podlubelskie miejscowości, w których wyrastają nowe osiedla domów i ogrodów są często noclegownią.
Mieszkają tu ludzie, którzy swoją główną aktywność prowadzą w Lublinie. Po powrocie z pracy chcą odpocząć i niekoniecznie zajmować się ogrodem. Dlatego sadzą rośliny, które uwagi domagają się tylko od czasu do czasu.
Tak jak hortensja bukietowa. – Nie wymaga szczególnej troski, pięknie kwitnie i bardzo dobrze znosi zimę – reklamuje roślinę Urszula Śnieżek.
Elżbieta Kulita zauważa też, że wielu jej klientów oczekuje ogrodów, przy których nie będzie wiele pracy. Ludzie mają wiele zajęć zawodowych i chcą mieć zieleń „ładną ale nie wymagających wielkich nakładów pracy”.
Trawnik? Raczej łąka
Powodzeniem, i to od kilku lat, cieszą się łąki kwietne zamiast murawy. Ludziom równo przycięta trawa rodem z pola golfowego już się znudziła. Chcą, żeby coś się działo.
– A na łące się dzieje. Przylatują pszczoły i motyle. Tam jest życie – mówi Śnieżek.
Część klientów sama tworzy taką łąkę. Sieją trawnik, a na nim kwiaty. Część wybiera już gotowe mieszkanki nasion, z których wyrasta łąka.
– Wydaje mi się to lepszym rozwiązaniem. Producenci komponują odpowiednie mieszanki gotowe do wysiania. Można je podzielić na dwie grupy. Pierwszy rodzaj przyciąga pszczoły, bo one też są ostatnio bardzo modne. Drugi rodzaj takiej łąki jest dla osób, które raczej nie chcą u siebie owadów – tłumaczy nasza ekspertka.
Jakoś niespecjalnie sprzedają się za to tuje. Te iglaki można zobaczyć w wielu ogrodach. Służą jako zasłona od strony drogi lub sąsiedniej posesji.
Teraz jednak jakiegoś boomu na tuje nie ma. Chociaż, jak mówi Urszula Śnieżek, jako żywopłot sprawdza się dobrze. – Kiedyś sadzono inne rośliny, ale było przy nich za dużo pracy. Z tują nie ma takich problemów.
Nad tujami ubolewa Elżbieta Kulita: – Jest wiele innych sposobów, aby się odgrodzić od sąsiada. To na przykład kwitnące żywopłoty – podpowiada.
Rosną ceny
Złą wiadomością jest to, że w tym roku zajmowanie się zielenią wokół domu będzie droższe niż rok temu.
Ceny roślin są takie jak w poprzednim sezonie. Jak mówi Urszula Śnieżek, w jej centrum nie zmieniły się od trzech lat. Ale drożeją artykuły przemysłowe. – Wszystko to, co wyprodukowania czego trzeba zużyć energię – mówi wprost Śnieżek.
Chodzi o nawozy, środki ochrony roślin, wszystkie elementy plastikowe. Producenci zmieniają ceny z dostawy na dostawę. Tak jak we wszystkich innych branżach.
– Tłumaczą, że przeanalizowali ponoszone przez siebie koszty i nie mają innego wyjścia jak podnieść ceny. Rozumiem ich – dodaje właścicielka centrum ogrodniczego.
Sadzić, podlewać, zjeść
Co roku w Lublinie odbywa się In Garden Festiwal Sztuki i Ogrodów.
– Enklawa to przestrzeń w przestrzeni, coś odmiennego od otoczenia. Dzieje się tam inne życie, często zapomniane. Często, na szczęście dla niego zapomniane! Ogrody – nasze enklawy, oderwane od zgiełku i pędu życia codziennego. Ale czy tylko nasze? Bioróżnorodność ich przestrzeni, nabranie umiejętność sprzyjających jej rozwojowi, to czasami po prostu nic nie robienie lub nieznaczna ingerencja w ich tkankę – przyjdź i zobacz jak to się robi! Jak tworzyć swoje otoczenie odpowiedzialnie – tak pisali o nim jego organizatorzy rok temu.
Co roku jednym z bohaterów festiwalu jest warzywnik Joanny Żytkowskiej.
– Zaczęło się ponad 10 lat temu. Wychowałam się w domu, gdzie zawsze uprawiano warzywa. Te ze sklepu mi nie smakowały. Miały 10 procent smaku tego, co pamiętałam z dzieciństwa. Kiedyś pod sklepem kupiłam prawdziwe pomidory ze wsi. Przypomniał mi się ten smak. Też chciałam takie mieć – opowiada Zytkowska.
Mieszkała w bloku. Pierwsze rośliny wyrosły na balkonie. Zaczęło się od pomidorów koktajlowych, potem przyszły te większe, ogórki... Kiedy wyprowadziła się do wolno stojącego domu wiedziała, że będzie tam warzywnik.
– Jest oczywiście trawnik, tuje, kolorowe rośliny, miejsce dla owadów i ptaków. Ale jest też warzywnik – opisuje.
I to nie jeden. Pięć lat temu skończyło się miejsce na ziemi rośliny zaczęły rosnąc na dachu. Dach też już się skończył i dlatego Żytkowska uprawia teraz jeszcze na ogródkach działkowych.
– Sezon zaczęłam w styczniu od rozsad pomidorów, papryki, bakłażanów. Teraz czas na np. dynie. Będę miała w tym roku też pepino – chwali się.
Nasiona kupiła na urlopie w Hiszpanii.
To roślina, którą można określić, jak coś pomiędzy pomidorem, melonem a bakłażanem.
Smakuje jak mieszkanka mango i melona. – Eksperymentuję, szukam nowych roślin, to pochłania. Kiedy zaczynałam, byłam w swoim otoczeniu jedyna. Na hasło uprawa warzyw ludzie pukali się w głowę. Teraz tym zaraziłam może nawet kilkadziesiąt osób – dodaje Żytkowska.
Kiedy rozmawiamy, wspomina, że dzień wcześniej zebrała szpinak rosnący w szklarni. Jest tam też sałata i rzodkiewka. O każdym swoim warzywie wie, czym było nawożone i jak chronione.
– W kwestii warzyw jestem samowystarczalna od maja do grudnia. Wszystkie pochodzą z własnej uprawy. Widzę, że coraz więcej osób tak robi. Wiele z nich do uprawy nakłoniła pandemia i ograniczenia w sklepach oraz więcej wolnego czasu, kiedy siedziało się w domach. Teraz wpływ ma wojna w Ukrainie. Ludzie chcą być, w razie jakiegoś kryzysu, samowystarczalni – dodaje pani Joanna.
Polskie bonsai
Wspomnieliśmy o krasnalach ogrodowych, które na szczęście wyprowadziły się z ogrodów. Nie oznacza to jednak, że kiczu nie ma.
– Zdarza się – mówi Elżbieta Kulita. – Są różnego rodzaju skalniaki nawet nie podłączone do wody, fontanienki, które do niczego nie pasują, jakieś gipsowe grzybki – wylicza.
Czasami też przy starszych domach-klockach, ktoś wpada na pomysł, żeby stare drzewa formować na wzór japońskiego bonsai. W ogóle nie zdaje to egzaminu. – Znam producenta tych gipsowych figurek ogrodowych – mówi Kalita. – Nie narzeka na brak klientów. A skoro nadal produkuje, to znaczy że są osoby, którym się to podoba.