Miasteczko liczy jakieś 3700 mieszkańców. Na protest kobiet przyszło około 500. - Sama byłam zdumiona - mówi Ewa Zielińska, uczestniczka „czarnego spaceru” po Nałęczowie.
Chodzi pani na demonstracje, ale chyba nieczęsto się to zdarza w Nałęczowie?
– To prawda, w Nałęczowie byłam pierwszy raz. Przeczytałam w Internecie, że będzie taki spacer. I jako, że należę do pokolenia babć, to chciałam swoją obecnością wesprzeć te młode dziewczyny. Pokazać, że myślę tak jak one.
Była pani najstarsza?
– Myślę, że tak. Ale przekrój wieku był dosyć szeroki. Młodych ludzi było ok. 90 proc., pozostali to starsi, też z dziećmi. Jedna para była z dzieckiem w wózku.
Ile było osób?
– Ciężko mi było ocenić, więc zapytałam. Ktoś obok powiedział, że około trzystu. A 10 minut później gdy się obejrzałam ludzi było już dwa razy więcej. Musieli dołączyć w trakcie. Nie przesadzę jeśli powiem, że było około pięciuset osób. To było zdumiewające.
Według Wikipedii Nałęczów liczy 3700 mieszkańców.
– Sama byłam zdumiona. Myślę, że podobnie jak ja, młodzież przyjechała też z okolicznych miejscowości.
Były transparenty?
– Niektórzy mieli kartki z błyskawicą. Były napisy na tekturkach, widać, że robione w ostatniej chwili.
Najpierw spacerowaliśmy chodnikiem, ale ponieważ było nas tak dużo, to w końcu zeszliśmy na jezdnię. Szliśmy jednym pasem, staraliśmy się zostawiać samochodom jeden pas wolny. Policja bardzo sprawnie tym wszystkim kierowała. Tamowaliśmy ruch, kierowcy stali w korkach, ale byli bardzo cierpliwi. Bardzo im za to dziękuję. Wielu pozdrawiało nas klaksonami. Otwierali okna i machali do nas. Atmosfera była fantastyczna.