8 kwietnia, na dwa dni przed egzaminem gimnazjalnym i na tydzień przed egzaminem ósmoklasistów rozpocząć ma się ogólnopolski strajk nauczycieli.
Związkowcy dają rządowi ponad 30 dni na spełnienie ich żądań. Domagają się tysiączłotowych podwyżek. Jeśli ich nie otrzymają odejdą od tablic.
Walka o podwyżki w polskiej oświacie zaczęła się pod koniec ubiegłego roku. Nauczyciele w centralnej oraz zachodniej Polsce brali zwolnienia lekarskie licząc na to, że tzw. belferska grypa skłoni rząd do przyznania im podwyżek. Reakcji nie było. Sytuację dodatkowo zaogniły wypowiedzi minister edukacji Anny Zalewskiej o tym, że jej resort takie podwyżki już dał oraz premiera Morawieckiego, o tym, że mają dużo wolnego.
W tej sytuacji Związek Nauczycielstwa Polskiego rozpoczął spór zbiorowy. W całym kraju ruszył on w 78 proc. placówek oświatowych. To wynik średni. Najwięcej placówek strajkować może w województwie: łódzkim (88 proc. placówek) oraz właśnie… lubelskim i śląskim (po 87 proc.). Najmniej zainteresowanych strajkiem nauczycieli pracuje w województwie lubuskim. Dla porównania spory zbiorowe objęły tam zaledwie 41 procent placówek.
– Do 25 marca we wszystkich placówkach, w których trwa spór zbiorowy nauczyciele przeprowadzą referenda – mówi Sławomir Broniarz, prezes ZNP. – Żeby strajk mógł objąć placówki musi w nich wziąć udział ponad połowa uprawnionych, a większość opowiedzieć się za takim właśnie rozwiązaniem. W szkołach, czy przedszkolach, w których większość pracowników opowie się za strajkiem rozpocznie się on 8 kwietnia.
– To będzie strajk do odwołania. W tej chwili nie ma decyzji, kiedy się zakończy – dodaje Broniarz.
>>> Przeczytaj także: Kiedy strajk nauczycieli? ZNP dziś podejmie decyzję