We wtorek rozpoczynają się matury, które potrwają do 20 maja. Wcześniej, bo już 17 maja uczniowie wracają do szkół w trybie hybrydowym. Wielu z nich krytykuje to rozwiązanie, a nauczyciele… w wielu kwestiach ich popierają.
Maturę w tym roku zdawać będzie u nas ok. 215 osób. To zarówno tegoroczni jak i wcześniejsi absolwenci – mówi Stanisław Stoń, dyrektor I LO im. Stanisława Staszica w Lublinie.
Bo w tym roku do egzaminu dojrzałości przystąpi więcej niż dotychczas maturzystów poprawiających egzaminy z lat ubiegłych. Wszystko dlatego, że ze względu na epidemię i związane z nią zdalne nauczanie egzamin będzie nieco łatwiejszy. Mniej będzie zadań. W dodatku oparte będą one nie o podstawę programową, której w całości nie udało się zrealizować, a o wymogi egzaminacyjne.
– Egzamin odbywać będzie się w oparciu o obostrzenia sanitarne. Przy wejściu nie będzie mierzenia temperatury, ale będzie dezynfekcja. Maturzyści, żeby mieć ze sobą jak najmniejszy kontakt będą wchodzić do szkoły trzema wejściami. Nie będzie też egzaminu na auli, a w kilkunastu salach – mówi Stoń.
Dziś zaczyna się też szkolny „powrót do normalności”. Zdalnie uczą się już uczniowie klas I - III szkół podstawowych. Od 17 maja do szkół w sposób hybrydowy mają wracać uczniowie starszych klas podstawówek oraz szkół ponadpodstawowych. Od 31 maja wszystkie szkoły mają już działać stacjonarnie. I właśnie to jest krytykowane.
– Powrót do nauki w szkole na ostatnie niecałe dwa miesiące jest niepotrzebny i tylko zdezorientuje uczniów, którzy w tym czasie prowadzą intensywną naukę do egzaminu ósmoklasisty – czytamy w petycji „Chcemy powrotu do szkół od następnego roku szkolnego!” pod którą wczoraj do południa podpisało się już ponad 562 tys. uczniów.
– Powrót do szkół to głupota – mówi Justyna, uczennica z Lublina która podpisała się pod petycją. – Ósmoklasiści zamiast uczyć się do egzaminu będą musieli przygotowywać się bardziej intensywnie do lekcji. Nas czeka bezsensowny stres, bo przecież wrócimy do szkół jak będzie już wystawiona większość stopni. Moi rodzice boją się, że przez powrót do szkoły zachoruję tuż przed wakacjami. Dlatego i ja i oni uważają, że to niepotrzebne.
Obawy ósmoklasistów podzielają nauczyciele.
– Chociaż logistycznie będzie to trudne cieszymy się, że już wkrótce wracamy do nauki w sposób hybrydowy – mówi Małgorzata Wiślicka, dyrektor SP nr 30 w Lublinie, ale przyznaje też, że pod koniec ubiegłego tygodnia miała spotkanie z wicedyrektorami poświęcone powrotowi do szkół ósmoklasistów. – Musimy zadbać o nich w sposób szczególny żeby przed egzaminem nie rozchorowali się. Mam na myśli koronawirusa. Gdy po feriach do szkół wrócili najmłodsi uczniowie, to już tydzień później mieliśmy dwa oddziały na kwarantannie. Jeśli spotka to ósmoklasistów to nie będą mogli pisać egzaminu w pierwszym terminie.
Wiślicka podkreśla jednak, że problemem jest nie tylko koronawirus.
– Jak bardzo nie dbać o dezynfekcję to w szkołach zdarzają się przecież różne jelitówki, czy zakażenia rotowirusami. One także mogłyby pokrzyżować egzaminacyjne plany, zwłaszcza że uczniowie po blisko roku zdalnego nauczania będą na nie bardziej narażeni – uważa. – Dlatego powrót ósmoklasistów do szkół dopiero po egzaminie byłby bardzo rozsądnym rozwiązaniem. Nie ma jeszcze żadnej decyzji ale rozważamy, czy zgodnie z prawem możliwe jest wprowadzenie takiego rozwiązania.
Jeśli szkoły nie wprowadzą takiego rozwiązania być może zdecydują o tym sami rodzice.
– Syna do szkoły wyślę dopiero na egzamin – mówi pani Jolanta, mama ósmoklasisty. – Zresztą nie ja jedna. Rozmawiałam z innymi mamami z klasy syna i taką decyzję podjęła już większość z nich. Przecież mówimy tylko o tygodniu nauki więc strata będzie niewielka, a egzamin jest najważniejszy.