Chorzy uczniowie, zastępstwa, zdenerwowani rodzice, godziny poświęcone na wertowanie list obecności by nikt niepotrzebnie nie trafił na kwarantannę – to wyzwania, z jakimi mierzą się dyrektorzy szkół, w których wykryto zakażenie koronawirusem. A problemów może być więcej, bo zdarza się, że do szkoły, wbrew przepisom przychodzi nagle nauczyciel, który został objęty kwarantanną. I chce uczyć.
Szkoła Podstawowa nr 51 im. Jana Pawła II w Lublinie to jedna z największych placówek w mieście. Uczy się w niej 1410 dzieci. Zatrudnionych jest 240 pracowników, w tym 167 nauczycieli. We wtorek o godz. 19.00 na internetowej stronie szkoły i w dzienniku elektronicznym opublikowano informację o tym, że do 29 października zdalnie pracować będą tam wszystkie klasy IV-VIII. Sytuacja związana z koronawirusem zaniepokoiła jednak rodziców znacznie wcześniej.
– W szkole jest covid, a wszystkie informacje przekazywane są pocztą pantoflową. Brak jakichkolwiek komunikatów od dyrekcji – alarmował nas już rano jeden z rodziców. Tłumaczył, że wiadomość o przejściu na zdalne nauczanie jednej z klas IV otrzymano po godz. 22.00 O tym, że na kwarantannę trafia jedna z klas pierwszych i maluchy trzeba jak najszybciej zabierać do domów rodzice dowiadywali się telefonicznie niedługo po tym, jak zostawili dzieci w świetlicy. – To koszmar organizacyjny – podsumowuje rodzic.
Procedura
– Rozumiem te zastrzeżenia ale żałuję, że rodzice nie mogę spędzić ze mną jednego dnia w pracy i zobaczyć jak to wszystko wygląda w praktyce – przyznaje Marek Krukowski, dyrektor SP 51.
Gdy rozmawiamy w środę rano dyrektor próbuje właśnie skontaktować się z sanepidem, bo dostał informację o kolejnym chorym nauczycielu. Tym razem ze świetlicy. Za chwilę ruszy procedura, która w ostatnich dniach dotyczyła już 10 uczniów i 5 nauczycieli.
– Wykrycie każdego nowego przypadku zakażenia to kilka - kilkanaście godzin pracy wielu osób. Gdy dostaję sygnał, o tym, że ktoś odebrał pozytywny wynik testu muszę najpierw podpytać, kiedy miał pierwsze objawy i kiedy był ostatni raz w szkole – opowiada dyrektor. – Potem muszę skontaktować się z sanepidem, co samo w sobie bywa już czasochłonne. Dopiero tam wskazują mi od jakiego dnia mam sprawdzać, z kim kontaktował się chory. Zwykle są to 3 ostatnie dni przed wystąpieniem objawów.
Liczby
W środę w województwie lubelskim w związku z wykryciem koronawirusa u uczniów lub nauczycieli zdalnie lub hybrydowo pracowało 277 szkół i przedszkoli. Dla porównania 30 września było ich 90, a 12 października – 143.
Ustalanie kontaktów
Zaczyna się wertowanie list obecności w dziennikach elektronicznych. Konieczna jest szczególna uwaga, żeby nie wysłać na kwarantannę całej klasy tylko dzieci, które rzeczywiście były na zajęciach konkretnego dnia lub spotykały się chorym np. w świetlicy. A jedno zachorowanie wymusza przejście na zdalne nauczanie bardzo wielu osób. Przykłady? Chora nauczycielska biologii miała zajęcia w pięciu klasach. Matematyczna aż w 7. Bezobjawowo chory ósmoklasista kontaktował się z 7 nauczycielami i dwoma klasami, bo brał udział w łączonych zajęciach z języka obcego. Jeden chory uczeń, który pojechał na szkolną wycieczkę to konsekwencje dla uczniów z dwóch towarzyszących mu klas i opiekunów w autokarze.
– Potem zebrane dane trzeba jeszcze wprowadzić do systemu gov.pl i znów skontaktować się z sanepidem, z organem prowadzącym szkołę i z kuratorium. Ostatnio byliśmy nawet proszeni żeby w imieniu sanepidu informować rodziców uczniów o nałożeniu na dzieci kwarantanny. To wszystko oznacza wiele godzin pracy całego zespołu – mówi Marek Krukowski. – Zdaję sobie sprawę, że rodzice chcieliby być informowani szybciej. Gdy prowadzimy procedurę oni wiedzą już, że jakieś dziecko czy nauczyciel jest chory i chcieliby od razu wiedzieć się, jak to odbije się na ich dzieciach. Nie mogę jednak siać niepotrzebnej paniki i informować, że „coś już w tej sprawie się dzieje”. Przedstawić mogę dopiero oficjalną informację, której zdobycie wymaga zaangażowania bardzo wielu osób i wielogodzinnej pracy.
Nauczyciele odpowiedzialni… lub nie
Krukowski dodaje, że w ostatnim tygodniu zajmuje się niemal wyłącznie sprawami związanymi z koronawirusem. Pociesza się tylko tym, że większość pracowników szkoły jest zaszczepiona. Być może dzięki temu impreza integracyjna, w której brali udział ponad tydzień temu nie przyczyniła się do wzrostu zakażeń.
– Nauczyciele to w większości odpowiedzialna grupa zawodowa. Przestrzegają zaleceń epidemicznych. Przypominają uczniom o dezynfekcji rąk. Do sklepów chodzimy w maseczkach i często widzimy, że jesteśmy tam jedynymi osobami stosującymi taką ochronę. Mam belferskie nawyki więc ostatnio zwróciłem uwagę grupce osób żeby zasłonili usta i nos. O mało nas wtedy nie pobili – przyznaje Krukowski.
Słowa o tym, że „większość nauczycieli jest odpowiedzialna” nie są przypadkowe.
– We wtorek do szkoły przyszedł nauczyciel, który miał kontakt z chorym na koronawirus uczniem. Nałożono na niego kwarantannę, którą zlekceważył i chciał normalnie prowadzić zajęcia. Pani wicedyrektor połączyła się telefonicznie z sanepidem żeby przez zestaw głośnomówiący poinformowano go ponownie o tym, że nie może wychodzić z domu. Ja dzwoniłem w tym czasie na policję. Teraz będę musiał zeznawać w tej sprawie.
– Przypominam również, że uczniowie i pracownicy skierowani na kwarantannę lub izolację muszą nadal respektować decyzję Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego – czytamy w komunikacie o przejściu szkoły na zdalne nauczanie.