Związek Nauczycielstwa Polskiego oficjalnie ogłosił rozpoczęcie protestu włoskiego w szkołach. Związkowcy liczą, że akcja obejmie połowę szkół w całej Polsce. Na Lubelszczyźnie nie udało nam się odnaleźć ani jednej placówki, której nauczyciele planują włączenia się w te działania.
Nauczyciele walczą m.in. o zmianę podstaw programowych, ale przede wszystkim o podwyżki. Chcą powiązania swoich wypłat ze średnią płacą w gospodarce. Oznacza to, że nauczyciel dyplomowany otrzymujący dziś 3817 zł brutto dostawałby 4950 zł brutto. Środkiem nacisku na rządzących, którzy zdecydować mogą o ich zarobkach jest rozpoczynający się protest włoski. Nauczyciele, którzy do niego przystąpią nie będą wykonywali w szkołach żadnych aktywności, za które nie pobierają wynagrodzenia. A to oznacza koniec szkolnych wycieczek, wyjść do kina, dyskotek, zajęć dodatkowych, zielonych szkół, czy sobotnio-niedzielnych konkursów.
- To będzie protest bezterminowy o charakterze edukacyjno-wychowawczym – mówi prezes ZNP Sławomir Broniarz. – Zakładamy, że akcja będzie trwała miesiące, a może lata. Podsumowanie nastąpi w maju. Będziemy zadowoleni, jak połowa szkół zaangażuje się w protest.
Na Lubelszczyźnie nauczyciele o proteście jednak nie myślą.
- Nie mam żadnych sygnałów o tym, by nauczyciele w naszej szkole włączali się w protest – mówi Katarzyna Orzeł, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 18 w Lublinie. – Na pewno w duszy są, jednak z protestującymi nauczycielami, bo w kwietniu włączyli się w akcję strajkową.
Podobnie mówi większość nauczycieli, z którymi rozmawialiśmy.
- W przyszłym tygodniu idę ze swoją klasą do kina. Nie zrezygnuję też z innych zajęć – mówi anglista z Lublina. – Za protestem włoskim opowiedziała się większość nauczycieli pytanych przez ZNP o najlepszą formę strajku. Ja tego zdania nie podzielam. Na rządzie nie wywrze ona żadnego wrażenia, a odbije się niekorzystnie na dzieciach. Nie mogę tego zrobić moim uczniom. Zresztą z rozmów w pokoju nauczycielskim wiem, że tego zdania są wszyscy moi koledzy.
- Wycieczka klasowa, na którą jedziemy w czerwcu była zaplanowana już w tamtym roku. Rodzice już ją nawet opłacili. Podwyżki to nasz priorytet, ale nie można walczyć o nie sięgając po tak niskie środki jak zabranie uczniom frajdy, na którą czekają wiele miesięcy – mówi nauczycielka z Zamościa.