Coraz więcej osób walczy w sądach o przewalutowanie kredytów zaciągniętych we frankach. Prawnicy podkreślają, że warto walczyć, bo ok. 90 proc. wyroków jest dla kredytobiorców korzystna.
– Jestem w połowie spłacania kredytu, a do oddania mam niemal tyle samo co pierwszego dnia – zżyma się Ewa z Lublina. – Prosiłam bank o przewalutowanie kredytu, ale nie dostałam na to zgody. Stąd pomysł, żeby zwrócić się o pomoc do sądu.
– Zdecydowałem się walczyć z bankiem przy pomocy kancelarii prawnej. Liczę na to, że po odfrankowieniu zacznę płacić niższe raty. Jeśli wygram, bank odda mi też różnicę w zawyżanych dotąd ratach – mówi Paweł z Lublina. Ma świadomość, że sprawa w sądzie może trwać nawet 2-3 lata. – Samo wynagrodzenie dla kancelarii prawnej to też znacząca kwota – dodaje.
Co wolno bankom
Jan Mojak, pracownik Katedry Prawa Cywilnego UMCS i właściciel lubelskiej kancelarii radcowskiej, kontraktami bankowymi zajmuje się od kilkunastu lat. To właśnie jego artykuły stały się podstawą do tego, że sądy wystąpiły do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności z Konstytucją instytucji BTE, czyli bankowych tytułów egzekucyjnych.
– Jeśli dłużnik nie spłacał kredytu, to bank nie wytaczał mu sprawy do sądu, tylko wystawiał tytuł, który sąd z automatu akceptował, co było podstawą do zajęcia całego majątku dłużnika. Uważałem, że to działanie nieludzkie. Pięć lat temu TK to potwierdził, uznając, że było to sprzeczne z Konstytucją. To był przełom otwierający drogę do walki frankowiczów o swoje prawa – tłumaczy radca.
Rok później Sejm zmniejszył koszt zakładania spraw majątkowych przeciwko bankom. Wcześniej było to 5 proc. wartości roszczenia. Teraz to także 5 proc., ale nie więcej niż tysiąc złotych.
Do sądu w każdym mieście
– Kredytobiorcy dopiero od 2016 r. mogli pozwolić sobie na występowanie przeciwko bankowi do sądów. W całej Polsce w latach 2016-2019 pojawiło się kilkanaście tysięcy spraw frankowiczów. Ta liczba jeszcze wzrosła, gdy dopuszczono możliwość składania pozwów nie tylko do sądów w Warszawie, Gdańsku i Wrocławiu, czyli tam gdzie znajdowały się siedziby banków. Regionalizacja sprawiła, że po 7 listopada 2019 r. (nowelizacja kodeksu postępowania cywilnego) ludzie chętniej decydują się na założenie sprawy – zauważa Jan Mojak.
Frankowicze masowo ruszyli do sądów jednak dopiero po ubiegłorocznym wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który był dla nich korzystny. Obecnie w kancelarii Jana Mojaka prowadzonych jest kilkadziesiąt spraw frankowiczów z całej Polski.
Duże banki i drogie kancelarie
– Radykalnie zwiększyła się liczba takich spraw. Ludzie chcą odfrankowienia, czyli zmienienia kredytu z franków na złote, ale najczęściej występują o stwierdzenie nieważności umowy kredytowej. Zgłaszają się też osoby, które kredyt już spłaciły, ale teraz domagają się zwrotu nienależnie pobranych kwot.
Ludzie walczą, bo okazuje się, że im dłużej spłacali raty, tym kwota ich kredytu rosła. Wszystko dlatego, że gdy go zaciągali frank kosztował około dwa złote. Teraz 4,20 zł – tłumaczy Mojak.
Kredyty walutowe zaciągnęło ok. 880 tys. Polaków.
Mojak szacuje, że 90 proc. wydawanych dziś wyroków jest dla frankowiczów pozytywna.
– Mowa o wyrokach pierwszej instancji, bo banki się odwołują. Zatrudniają też najlepsze kancelarie. W naszym województwie taka sprawa znajduje swój finał po około 1,5 roku. Na razie mamy w kancelarii około 10 spraw zakończonych prawomocnym wyrokiem – podsumowuje.