W każdym filmie o łodzi podwodnej musi scena, kiedy marynarze patrząc w sufit z niepokojem nasłuchują wybuchających bomb głębinowych i patrzą, czy im kadłuba właśnie nie rozrywa. W tej grze takie emocje będziesz miał co chwila.
A. Zatopimy coś
B. Coś nas zatopi
Do zatopienia są statki handlowe i okręty. Na nas polują przede wszystkim alianckie niszczyciele
Bezpośredni nadzór nad załogą
Poprzednie gry z serii Silent Hunter były rozwinięciem i udoskonaleniem pierwotnego pomysłu na grę. W "5” doszło do rewolucji.
Możemy chodzić po całym pokładzie, zajrzeć do maszynowni czy do odpoczywającej załogi.
Możemy z każdym porozmawiać (co znacząco wpływa na morale załogi, a to ma bardzo duży wpływ na wynik misji). Tak też wydajemy rozkazy i obserwujemy, jak załoga je wypełnia (a wygląda to bardzo dobrze; jak cała gra zresztą).
Każdy członek naszej załogi ma zestaw umiejętności, które możemy (a właściwie musimy) rozwijać. Bez tego nie da się przeżyć.
Kampania – co dla mnie jest plusem – jest mocno otwarta. Mamy swobodę w podejmowaniu decyzji i wyborze celów w poszczególnych jej etapach. To jeszcze bardziej pozwala nam zanurzyć się w świat gry.
Piękny świat, bo nie da się nie pochwalić grafików. Wszystko wygląda tu bardzo dobrze: od wnętrza łodzi, przez jej kiosk zalewany wodą, po niesamowite ujęcia tonących statków.
Niestety, nie obyło się bez wad. Choć gra ukazała się dwa tygodnie temu, już doczekała się kilku łatek usprawniających różne elementy rozgrywki. I będą kolejne, bo błędów do poprawienia jeszcze trochę zostało. Ale już teraz – przy odrobinie szczęścia – można się cieszyć trudną, realistyczną i bardzo satysfakcjonującą grą.
Mamy dla was dwie gry Silent Hunter 5: Battle of the Atlantic do zdobycia. Co trzeba zrobić?
Storpedow... napisz nam krótko (do 1500 znaków), jaka, Twoim zdaniem była najlepsza część serii Silent Hunter. Teksty wysyłamy na adres:
gramy@dziennikwschodni.pl
do 28 marca.