Jest rok 1916. Kiedy wszystkim wydaje się, że nic gorszego jak wojna światowa nie może się przydarzyć, na francuskim froncie pojawiają się wampiry, zombie, wilkołaki i inne nieziemskie stwory.
Necrovision to klasyczna strzelanina. Nasze zadanie: strzelać, strzelać, strzelać. A właściwie walczyć wręcz, bo gra promuje taką metodę pozbywania się kolejnych setek przeciwników - tak ludzkich, jak i nieludzkich - a do pomocy oddaje nam bogaty zestaw combosów.
Potem dojdzie do tego sporo demonicznych wynalazków, z których najskuteczniejsza okazuje się specjalna demoniczna "rękawica”. Przeciwników są całe hordy (niektórzy wyglądają wręcz rewelacyjnie, ale to nie dziwi, bo ich animacje tworzono za pomocą techniki motion capture w studiu Bohemia Interactive w Czechach), a zaprojektowano ich z pomysłem.
Gra jest krwawa i brutalna (i stąd TYLKO DLA DOROSŁYCH GRACZY), ale też w pierwszych etapach świetnie oddaje piekło I wojny światowej prowadzonej w ciasnych okopach. I trochę szkoda, że drugą (i dłuższą) część gry zajmuje walka z siłami ciemności. Choć spora część graczy akurat narzeka odrotnie - że im się bardziej podobają piekielno-demoniczne etapy.
A co z ta krwią? Necrovision trafił na półki sklepowe na całym świecie (czego nie można powiedzieć o zbyt wielu polskich grach), jednak Niemcy dostali swoja wersję. - Od tego uzależnili wpuszczenie gry na swój rynek - mówi Robert Siejka, szef studia The Farm 51. - Na ekranie w ogóle nie widać krwi, a trupy natychmiast znikają z ekranu.
Niemcy nie mają tez polskiej wersji językowej, gdzie w postać Bunkra wcielił się znany aktor, Tomasz Kot.