Już dawno nie byłem w żadnej grze takim popychadłem. Bili mnie, okradali i wysyłali do kuchni po kanapki. A jak im przyniosłem, to chyba nie te, bo znów mnie okradli. Ech… w Gothicu było łatwiej. Recenzja gry Risen.
Jesteś rozbitkiem na wyspie, pełnej tajemniczych ruin i artefaktów. O te ostatnie walczą ze sobą miejscowe stronnictwa: bandyci, magowie i inkwizycja. Pomagasz jednym, walczysz z resztą. A po drodze, mężniejesz, potężniejesz i bogacisz się, przechodząc wraz z mroczną fabułą klasyczną drogę od zera do bohatera.
Recenzja dla tych, którym podobał się Gothic 3
Jest lepiej, ciekawiej i bez błędów.
Recenzja dla pozostałych
Bycie popychadłem rozpoczynamy zaraz po katastrofie naszego statku, który rozbija się u wybrzeży wulkanicznej wyspy. Mamy na sobie podarte spodnie i nędzną koszulę. Mamy też nieszczególnie udaną twarz. I o ile ubranko możemy zmienić, top twarzy już nie… Na szczęście głównie oglądamy plecy swojej postaci.
Pierwsze kilkanaście minut gry to właściwie samouczek. Rozglądamy się po plaży, znajdujemy prostą broń i ciała innych rozbitków, którzy nie mieli tyle szczęścia, co my. I oczywiście zaglądamy do panelu naszej postaci.
Tu jest klasycznie i niemal identycznie jak w Gothicah. Siła odpowiada za walkę wręcz. Zręczność za walkę dystansową, mądrość za czary, itd. Wskakując na wyższy poziom doświadczenia dostajemy punkty nauki. Kiedy trafimy na nauczyciela, zamieniamy je – z drobną opłatą – na nowe umiejętności lub na podwyższenie głównych współczynników.
Szybko też musimy się określić: chcemy być wojownikiem, czy magiem. Raz, że nie da się zrobić postaci uniwersalnej. Dwa, że to nie ma sensu. Trzy: fabuła gry wymusza na nas wybór. Jeżeli damy się załapać Inkwizycji, to z automatu zostaniemy magiem. Jak pójdziemy do bandytów, zajmiemy się głównie rozwojem siłowym.
Siła będzie potrzebna. Bardzo. Już po drodze z plaży trafiamy na pierwszych przeciwników. I tu miła niespodzianka: system walki działa bardzo dobrze.
Lewy przycisk myszy: cios.
Prawy: blok.
Potem dochodzą nam nowe opcje, czyli możliwość wyprowadzania ciosów z różnych kierunków i łączenie ich w większe kombinacje. To się przydaje, bo programiści z Piranha Bytem poprawili to, co nie podobało mi się w Gothic 3. tam miałem wrażenie, że wszyscy przeciwnicy walczą tak samo. Czy ork, czy szkielet, czy wilk. W Risen jest inaczej. Stwory mają własne sposoby na wroga i trzeba do nich dopasować własne działania. Nie, żeby zrobiła się z tego gra taktyczna, ale taka odmiana cieszy.
Bez zioła wycieczki nie będzie
No dobra. Trochę powalczyliśmy, zobaczyliśmy kawałek wyspy i zebraliśmy parę ziół/grzybów, które dają nam profity chwilowe (np. częściowa regeneracja zdrowia) lub trwałe (permanentne zwiększenie siły czy zręczności). Dział to zresztą identycznie jak w Gothic 3.
I w tym miejscu kończy się samouczek, a ty graczu, zostajesz na parę godzin popychadłem (owszem, na łatwym poziomie zaczyna się znacznie milej, ale co to za frajda…).
Wilk, sęp, dzik: bez wspomagaczy w postaci mikstur czy ziół trudno wygrać najprostszą walkę. Siła naszej postaci jest żenująco niska. Broń żenująco słaba. Po kwadransie, jak tylko zobaczyłem więcej niż jednego przeciwnika wiedziałem, że nie ma sensu. Trzeba było kombinować ściągając stwora w pobliże innych postaci, które przyłączały się do walki.
Oddalanie się od głównych dróg też było ryzykowne. Zwiedzanie ciekawych zakamarków, jaskiń i grobowców musiałem odłożyć na później.
W obozie bandytów wcale nie było lepiej. Żeby zarobić jakiekolwiek pieniądze, bierzesz każdą robotę: przynieś mim kanapkę, pozbieraj rośliny, weź te pudła i zanieś… rany, człowiek nagle czuje się jak stażysta na praktykach.
Potem było jeszcze gorzej. Bandyci, dla których pracowałem dwa razy mnie pobili, raz oszukali, a za każdym razem okradli.
Jakby jednak nie patrzeć, to wielka zaleta gry. Sprawia, że cieszymy się z każdej wygranej walki i z każdego artefaktu, jaki uda nam się znaleźć przy pokonanym przeciwniku. Jest jak w życiu: trzeba się napracować.
A przy okazji poznajemy historie wyspy i działających tu stronnictw. Konflikt między nimi to główna oś fabularna Risen. Wszyscy walczą tu o władze, pieniądze i magiczne artefakty. Te ostatnie występują w ruinach tajemniczych świątyń. Fabułę poprowadzono nieco inaczej niż w Gothic 3: w Risen wolność gracza jest nieco ograniczona, gra ma rozdziały i mocniej popycha nas do przodu. Mówiąc krótko: w porównaniu do Gothica 3 wiemy co robimy i po co robimy.
Nieźle wypadają też dialogi i postacie niezależne. Owszem, do poziomu Wiedźmina jest daleko, ale nie ma tu takiej prostoty jak w Fallout 3 czy trywialności jak w Mass Effect. Historie opowiadane przez napotkanych ludzi bywają ciekawe, a my mamy o czym z nimi porozmawiać. I jak, bo opcje dialogowe nie ograniczają się do: tak, zrobię to. Nie, nie zrobię i ale o co chodzi?
Wychodzi na to, że w Risen podstawowe aspekty dobrej, klasyczne gry RPG stoją na wysokim poziomie. Jest bohater (brzydki) z misja do spełnienia. Jest nienajgorszy scenariusz, są możliwości wyboru własnej drogi i wreszcie potężny, żyjący świat. I to ostatnie podoba mi się najbardziej.
Na wyspie jest co robić i co zwiedzać; nie mam tu takiej pustki jak np. w The Elder Scrolls IV. W Risen trafimy do gęstych lasów, lochów, pieczar i na leśne łąki. Będą wulkaniczne czeluście, miasta, przydrożne farmy i mroczne mokradła. W połączeniu z pełnym cyklem dobowym wygląda to po prostu malowniczo.
Technicznie jest nieco gorzej. Animacje nie zawsze najwyższych lotów, trochę brzydkich i burych tekstur… czasami Risen wygląda niewiele lepiej od swojego poprzednika. Inna sprawa, że niewiele ostatnio było lepiej wyglądających RPG-ów.
W Risena grało mi się (i wciąż gra) bardzo miło. Po prostu: mam ochotę zobaczyć, co będzie dalej, co znajdę w następnym kufrze i jakie zadnie mi zlecą w kolejnym mieście. Cieszy również brak większych błędów, co było bolączką Gothic 3. Tu zdarz się to znacznie rzadziej. Ot, czasami przeciwnik gdzieś się zaklinuje albo nie znajdzie do nas drogi i możemy go bezkarnie rozstrzelać z luku.
Wielką zaletą gry jest też muzyka. Doskonała.
Wady? Czasami za dużo łażenia, czasami małe niejasności w fabule i naszych zadaniach. Nie do końca dobrze wypada też polonizacja. Jest kinowa (polskie napisy), ale tłumaczone mamy tylko dialogi.
Wadą – dla części graczy – będzie też sam sposób rozgrywki. To klasyczny RPG bez nowomodnych bajerów.
Nasza ocena:
Dla miłośników serii: 5+
Dla lubiących RPG-i: 5-
Dla pozostałych: 4
A dla wszystkich konkurs
Mamy dla was dwie gry Risen. Jak je zdobyć?
Wyślij do nas SMS o treści dw.gra.risen z imieniem, nazwiskiem i adresem na numer 72601 (koszt SMS-a: 2 zł + VAT).
Konkurs trwa do 30 października