Poniedziałek, zbliża się godz. 11. Przed galerią handlową na ul. Lubelskiej w Zamościu parkują samochody na ukraińskich tablicach. Wysiadają z nich kobiety z dziećmi. Wszystkie idą do jednego sklepu, a później wychodzą z pełnymi torbami. Żadna za te sprawunki nie płaci ani złotówki.
Ten „sklep” to punkt pomocowy dla uchodźców z Ukrainy. Został uruchomiony już w pierwszych dniach marca z inicjatywy Rotary Clubu Zamość Ordynacki. – Od początku wojny zaangażowaliśmy się w organizację pomocy dla Ukrainy. Spływało do nas wiele różnych darów z całej Europy, głównie z Wielkiej Brytanii. Mieliśmy nadmiar ubrań. Na Ukrainie ich nie potrzebowali, ale były użyteczne dla uchodźców w Polsce, więc uruchomiliśmy to miejsce – opowiada rotarianin Andrzej Górski.
Powierzchnię za darmo udostępnił właściciel galerii, rotarianie zorganizowali wolontariuszy i regularnie zaopatrywali w część tego, co do nich spływało. Bardzo wiele darów przekazywali też od początku zamościanie.
– Teraz też co tydzień wysyłamy transporty na Ukrainę, konkretne, najpotrzebniejsze rzeczy do konkretnych miejsc. A jeśli czegoś mamy w nadmiarze, przekazujemy tutaj – wyjaśnia Górski. Zaraz dodaje, że ostatnio dostawy są zdecydowanie mniejsze, a potrzeby wśród mieszkających w Zamościu i okolicach uchodźczyń nadal ogromne.
Małgorzata Kachny jest jedną z kilku wolontariuszek, które są „ekspedientkami” w tym nietypowym sklepie. Przyznaje, że na początku jego działalności wybór towarów był ogromny, teraz jest ich zdecydowanie słabiej.
– Zostały głównie ubrania, trochę chemii, mamy pieluchy. A jedzenia jest niewiele, natomiast artykuły spożywcze są najczęściej poszukiwane – mówi zamościanka. Wyjaśnia, że jeśli mają do rozdania „spożywkę”, to ją dzielą, nie wykładają wszystkiego naraz, bo zeszłoby natychmiast. – Ale żadnych innych limitów nie wprowadzamy. Jeżeli ktoś chce, może przychodzić do nas nawet kilka razy w tygodniu – mówi pani Małgorzata.
Kristina wyjechała ze Lwowa już drugiego dnia wojny. Wzięła samochód teścia, zabrała dwoje swoich malutkich dzieci, półroczne i półtoraroczne, a także mamę, osobę już starszą, schorowaną, która porusza się na wózku inwalidzkim. – Po prostu się bałam, bo zostałam w domu sama. Mąż poszedł do obrony terytorialnej. Gdyby coś się działo, nie poradziłabym sobie bez niego – tłumaczy Ukrainka.
Trafiła do Zamościa. Mieszkanie dała jej pani Katarzyna. Kristina chwali ją za wielkie serce i ogromną pomoc, ale podkreśla też, że cały czas może liczyć na sąsiadów z bloku, w którym mieszka. – Ciągle do mnie zaglądają, pytają czy trzeba pomóc, czasem przynoszą jedzenie, czasem jakieś ubrania, więc nic dla siebie nie musiałam kupować – opowiada młoda kobieta.
Do darmowego sklepu zajrzała pierwszy raz w poniedziałek. Wcześniej zrobiła zakupy w pobliskim dyskoncie, gdzie kupiła m.in. kaszki. Ma pieniądze, bo na dzieci otrzymuje 500 plus. Dorabia też sobie, sprzedając własnoręcznie przygotowywane pierogi, pielmieni czy bułeczki. Jakoś udaje jej się wiązać koniec z końcem.
– A tu przyszłam, bo wiedziałam, że mają pieluchy dla dorosłych, a moja mama ich potrzebuje – mówi Ukrainka.
Jednak większość „klientek” tego punktu szuka najczęściej właśnie żywności. – Gdyby ktoś chciał nam pomóc, coś przekazać, to przyjmiemy to z otwartymi ramionami – mówi Małgorzata Kachny. I wylicza, że bardzo potrzebne są np. makarony, wszelkiego rodzaju konserwy czy gotowe dania w puszkach. – Przydadzą się też wiosenne i letnie ubrania, głównie dla kobiet i dla młodzieży, bo tych dla małych dzieci wciąż mamy sporo – precyzuje Andrzej Górski.
Punkt pomocowy w galerii handlowej Revia Park działa od poniedziałku do piątku. Jest czynny w godz. 11-17.