Ile ludzi, tyle historii o budowanych latami domach, remontach, kredytach, urządzaniu ogrodów, o rodzinnych firmach, o nadziejach, które mogą legnąć w gruzach. A wszystko za sprawą szybkich kolei, których tory miałyby biec od Krasnegostawu aż do granicy państwa.
To jest tylko ostrzeżenie. Jeśli nic się nie zmieni, jeśli nie zaczną nas słuchać, będzie ostrzej – słyszeliśmy w piątek i w Krasnymstawie, i w Zamościu podczas protestów przeciwko planom budowy tzw. szprychy nr 5 – linii szybkiej kolei projektowanej dla Centralnego Portu Komunikacyjnego. Ludzie byli naprawdę wściekli, rozgoryczeni, zdesperowani.
Nie dam się wywłaszczyć
– Kaczyński mówi, że on Polskę rozwija? On nas wykończy takimi swoimi działaniami – uważa Agnieszka Czarnecka, sołtys Stężycy Nadwieprzańskiej, członkini krasnostawskiego komitetu protestacyjnego.
Jedna z projektowanych linii kolejowych (rozważane są cztery warianty) miałaby biec przez jej podwórko. To oznacza, że dom odziedziczony po babci, który wraz z mężem latami remontowali mógłby zostać wyburzony. – To jest moje miejsce, to jest moje życie. Nigdy nie zgodzę się stąd wynieść, nie dam się wywłaszczyć – zapowiada Czarnecka.
Przez Zwódne pod Zamościem miałaby przebiegać 3 z planowanych na tym etapie tras. – Moje podwórko tory tylko drasną, ale już domy moich sąsiadów miałyby być burzone. Dlatego jestem w komitecie protestacyjnym, bo chcę mieszkać wśród ludzi, a nie obok pociągu, którym na dodatek u nas nikt nie będzie chciał jeździć – mówi Joanna Maślana.
To dorobek życia
Kiedy Agnieszka Struk ze Żdanowa mówi o planach budowy kolei, zaczyna płakać. W swoim nowym domu, z mężem i córeczkami, które zabrała na protest, mieszka dopiero kilka lat. Razem go budowali, urządzali, a teraz mieliby stracić? – To nie jest po prostu dom, to jest dom moich dzieci – tłumaczy kobieta.
Izabela Wojtal z Krasnegostawu także nie jest w stanie powstrzymać łez. Swój dom położony w pobliżu zabytkowego stawu kupiła 15 lat temu, ma przy nim sporą działkę, zawsze bardzo dbała o ogród.
– Nikt mi tego nie dał, sama na wszystko zapracowałam, a potem latami remontowałam. I teraz ktoś chce mi to zabrać. Ot tak. Żadne pieniądze nie zwrócą mi trudu, zmęczenia, stresu, pracy – mówi kobieta. I naprawdę jest przerażona budową linii szybkich kolei, bo którykolwiek wariant by nie wygrał... wszystkie idą przez jej podwórko. – To jest tragedia po prostu i ja nikomu na to nie pozwolę. Nie wiem, co zrobię, ale nie pozwolę – zapowiada krasnostawianka.
Jerzy Ostropolski z Krasnegostawu mieszka w swoim dom od 50 lat. Nie wyobraża sobie, aby miałby teraz, w wieku 67 lat gdziekolwiek się wyprowadzać. I dlatego się martwi, bo on też być może zakwalifikuje się do wywłaszczeń. – A tak się dopiero cieszyłem, że nam kanalizację zrobili, gaz doprowadzili, szosa jest nowa. No to teraz chcą to wszystko wyburzać – martwi się starszy pan.
Nikt nas nie słucha
– My nie jesteśmy przeciwko rozwojowi, my jesteśmy za postępem. Ale nie kosztem dorobku życia – dorzuca Marta Mazurek z Krasnegostawu. Mówi, że projektanci, którzy przyjechali na konsultacje w ogóle nie słuchali ludzi. – Mówiliśmy, że chcą prowadzić tory po źródłach. Przecież jak je zasypią, to zacznie zalewać ludzi gdzieś indziej. Ale kogo to obchodzi – denerwuje się kobieta. – Zwódne to obszar Natura 2000, ale to też im nie przeszkadza – denerwuje się Joanna Maślana. – Wariant społeczny trasy kolejowej, zakładającą prowadzenie torów inaczej, m.in. przez lasy i po nieużykach przedstawialiśmy już dwa lata temu na konsultacjach. I co? I nic? W ogóle tego nie wzięto pod uwagę – opowiada sołtys Czarnecka.
STOP dla szybkich kolei - protest w Krasnymstawie
Zarówno w Krasnymstawie, jak i w Zamościu protesty były bardzo liczne, a ich uczestnicy przygotowani. Przyszli z transparentami, tabliczkami, hasłami wypisanymi na kartkach, ale też na koszulkach. A niektórzy nawet w t-shirtach ze specjalnymi nadrukami. – O proteście dowiedzieliśmy się wczoraj, znaleźliśmy jakieś znaki graficzne CPK, wymyśliliśmy projekt, dzisiaj rano były gotowe. Teraz mamy protest na koszulce. Będziemy w nich chodzić bez przerwy – śmieją się Jolanta i Robert Świderscy z Mokrego w gm. Zamość. Ale tak naprawdę wcale im do śmiechu nie jest. Tory mają biec przez ich śmietnik, ale... jest jeszcze strefa buforowa, więc i tak mogą być zmuszeni opuścić dom. Podobnie jak wiele innych rodzin, bo Mokre to kilka dużych osiedli mieszkaniowych.
To się dopiero zaczyna
– Protestujemy, bo dla nas to ostatni dzwonek, jeśli nic nie zrobimy w tym momencie, będzie po nas – mówi Mariusz Wrona z Krasnegostawu, który w Zakręciu ma 3 ha pola. Jeżeli tory będą tamtędy poprowadzone, to zostanie z 72 arami przy samej linii kolejowej. Dlatego działa w komitecie protestacyjnym i nie ma wątpliwości, że na piątkowych pikietach akcja się nie zakończy.
– My w tym tygodniu ruszymy z ofensywą. Zapukamy do drzwi wszystkich decydentów, niech parlamentarzyści pokażą, jak nas bronią. I nie poddamy się – zapowiada Joanna Maślana. – Mamy kilka planów na to, jak działać, jak ich „wykoleić”. Nasz powiat był bastionem PiS. „Był” to odpowiednie słowo. – Pójdziemy wszędzie, gdzie będzie trzeba. Przekonają się, że nie można ludzi tak traktować – mówi Agnieszka Czarnecka.
Takich protestów w piątek w całej Polsce zorganizowano kilkanaście.
Kilka słów o CPK
Centralny Port Komunikacyjny to największa obecnie rządowa inwestycja w Polsce, zakładająca budowę między Warszawą a Łodzią lotniska, które miałoby też stać się także potężnym centrum przesiadkowym, gdzie zbiegać by się miały linie kolejowe z najdalszych zakątków kraju. Jedną z tzw. dziesięciu szprych uwzględnionych w programie miałaby być trasa z CPK aż do granicy państwa. Obecnie trwające w Lubelskiem konsultacje społeczne dotyczą planowanej budowy linii nr 54 na trasie Trawniki – Krasnystaw – Zamość – Tomaszów Lubelski – Bełżec. Koszty całości kilka lat temu oszacowano na co najmniej 35 mld zł. Sporą część miałaby wyłożyć UE. Teoretycznie budowa powinna się rozpocząć w przyszłym roku. Finał całości nastąpiłby nie wcześniej niż w 2033 roku.