To, że przechodząc przez Ogród Saski, nie kapnie mam nagle coś białego na włosy, ramię, czy ubranie, to między innymi zasługa zgranego duetu, który każdego dnia, od świtu do zmierzchu, pilnuje tego, co dzieje się ponad konarami i wśród gałęzi. Rozmowa z Radosławem Rolą, lubelskim sokolnikiem, właścicielem firmy Go Hunting.
- Proszę się przedstawić.
– Radosław Rola, jestem sokolnikiem w Ogrodzie Saskim i już od kilku lat pilnujemy, by na tym terenie nie osiedliły się gawrony.
- To teraz proszę przedstawić kolegę.
– To jest jastrząb, jastrząb Harrisa, ptaszek bardzo wdzięczny do pracy na takich obiektach. Nazwa gatunkowa myszołowiec towarzyski, a dla przyjaciół Harry.
- W jakim wieku jest kolega?
– Ma 4 lata.
- I od młodości jest na służbie u pana?
– Tak. Te ptaki, żeby być w dobrej kondycji, muszą cały czas fruwać, latać, słowem – pracować. To tak jak ze sportowcem: bez treningów, nie ma wyników.
- A jak Harry znalazł się u Pana? Z jakiegoś ptasiego azylu, miał coś wcześniej złamane i pan go odchował?
– Nie, takie ptaki kupuje się z hodowli. Są ludzie, którzy zawodowo zajmują się rozmrażaniem jastrzębi. Bierze się młodego ptaka, następnie szkoli, układa do odstraszania, polowania – w zależności kto do czego ich potrzebuje.
- I co, gawrony boją się Harrego?
– Te ptaki po prostu boją się drapieżników. Dlatego gawron, gdy przez dłuższy czas na swoim terenie, na przykład Ogrodu Saskiego, będzie widział drapieżnika, to on instynktownie będzie to miejsce omijał, bo najnormalniej w świecie będzie się czuł zagrożony, nie będzie miał komfortu.
- Harry sam sobie radzi na takim terenie? (Ogród Saski to około 12 ha – red.).
– Tak, oczywiście, no może nie sam, bo potrzebuje trochę mojej pomocy (śmiech). Dzisiaj ze mną jest tylko Harry, ale do tej pracy mamy jeszcze jastrzębie gołębiarze czy rarogi i one wspierają go w tej pracy.
- I sama obecność Harrego, który teraz siedzi sobie na ziemi na siedzisku, to wystarcza?
– On teraz czeka w gotowości, bo nie widać gawronów, ale jak tylko pojawią się na horyzoncie to…
- To co, atakuje?
– Wystarczy, że fruwa, czasami trochę je pogoni, ale w tym wszystkim nie chodzi o to, żeby ostatecznie dopaść swoją ofiarę. Tego nie możemy robić, bo zresztą nie na tym polega nasza praca. Tak więc Harry tu sobie fruwa, kontroluje i samą swoją obecnością robi robotę, czyli odstrasza.
- A po co w ogóle odstraszać gawrony?
– A to już pytanie do władz miasta. Ale generalnie po to, żeby ludzie mieli lepiej.
- Czyli ze względów estetycznych?
– Oczywiście! Nie wiem, czy pan pamięta, jak to było w latach 2010-2012, zanim się tu pojawiliśmy. Czasami nie dało się wejść do parku bez ryzyka wyłapania ptasiej kupy na ramieniu czy plecach. I tutaj osobiście uważam, że w takich sytuacjach powinniśmy człowieka stawiać na pierwszym miejscu i ułatwiać mu życie. Wiadomo, że populacja gawronów jest liczna i w pewnym momencie w Ogrodzie Saskim przeszkadzała. Zlikwidowano ponad 500 gniazd. A teraz jest dużo ciszej, przyjemniej i można bezpiecznie przejść słuchając głosów także innych wdzięcznych ptaków.
- A jak wyglądają stosunki z pawiami z pobliskiej woliery: czy Harry na nie też ma oko?
– O, pawie to mają się dobrze. Nie próbujemy się zaprzyjaźniać, nie zależy nam na tym, wręcz powiedziałbym, że unikamy się.