Podawanie amantadyny zakażonym koronawirusem może mieć sens, ale tylko na bardzo wczesnym etapie, kiedy nie ma objawów choroby, albo są one znikome – wynika z ogłoszonych właśnie wstępnych wyników badania, które prowadzi Klinika Neurologii SPSK4 w Lublinie.
11 lutego zostały ogłoszone wstępne wyniki badania kierowanego przez prof. Adama Barczyka ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Nie potwierdziły one skuteczności amantadyny więc rekrutację kolejnych pacjentów do badań przerwano.
Co innego pokazuje wstępna analiza badania lubelskiej kliniki kierowanej przez prof. Konrada Rejdaka.
– Nasze badanie diametralnie różni się od tego prowadzonego na Śląsku. Do naszego zostali włączeni zupełnie inni chorzy: zakażeni SARS-CoV-2 i obarczeni czynnikami ryzyka ciężkiego przebiegu choroby ze względu na wiek i choroby współistniejące, ale na bardzo wczesnym etapie – tłumaczy prof. Konrad Rejdak. Podkreśla, że było to nie później niż w piątym dniu po potwierdzeniu zakażenia badaniem laboratoryjnym.
Dlaczego badania dały tak różne wyniki?
– W badaniu śląskim amantadyna była stosowana jako dodatek do leczenia remdesivirem u chorych w zaawansowanym stanie, wymagających hospitalizacji na oddziałach pulmonologicznych – wyjaśnia prof. Rejdak. – Od początku byliśmy zdziwieni taką hipotezą, bo nikt w ten sposób nie leczy pacjentów z ciężkim przebiegiem. Szanse na potwierdzenie skuteczności leku w takich przypadkach wydawały się znikome.
Lekarze z lubelskiej kliniki razem ze specjalistami z siedmiu innych ośrodków w kraju przeprowadzili konsultacje u ok. 500 pacjentów zakażonych SARS-CoV-2. Do badania zakwalifikowało się dotychczas 110 osób.
– To wstępne wyniki. Analizy oceny bezpieczeństwa i skuteczności terapeutycznej wykonano na razie u 93 pacjentów. Chodzi jednak o to, żeby jeszcze przed zakończeniem badania sprawdzić jaka jest tendencja i czy teza o skuteczność leku ma szansę się potwierdzić – tłumaczy kierownik lubelskiej kliniki.
Wstępne wyniki pokazują, że u chorych bezobjawowych lub skąpo objawowych amantadyna może działać.
– W ramach badania część pacjentów dostała amantadynę, a część placebo. Widzimy tendencję na korzyść amantadyny. Była ona skuteczna w 62 proc., podczas gdy placebo w 52 proc. jeśli chodzi o wyleczenie – tłumaczy prof. Rejdak.
Dlatego badania w Lublinie będą kontynuowane.
– Musimy przeprowadzić pełną analizę u wszystkich chorych. W planach jest też druga część badania - ocena wpływu leku na występowanie opóźnionych powikłań Covid-19. Będziemy to jednak mogli ocenić dopiero po kilku miesiącach – mówi prof. Rejdak. – Nie spożytkowaliśmy jeszcze całego budżetu, który Agencja Badań Medycznych przeznaczyła na to badanie. Przyznano nam 6 mln zł, ale przez to, że włączyliśmy na razie tylko połowę z zakładanej pierwotnie liczby chorych, wykorzystaliśmy ok. 3 mln.