Łódź. Dziewiętnastoletni Piotrek po pobiciu miał pękniętą podstawę czaszki. Zamiast do szpitala, trafił jednak na komendę policji. Ratownicy medyczni i lekarka ze szpitala w Płocku stwierdzili bowiem, że chłopakowi nic nie jest. Piotrek zmarł, a badające go osoby właśnie usłyszały zarzuty.
- Lekarka płockiego szpitala oraz ratownik pełniący rolę kierownika zespołu ratownictwa medycznego usłyszeli zarzuty dotyczące narażenia 19-letniego mieszkańca Łodzi na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia – powiedział Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Jak dodał, grozi im za to kara do 5 lat pozbawienia wolności.
- Lekarze mają nam ratować życie, policjanci mają nas zabezpieczać, a w przypadku mojego dziecka wszystko zawiodło – mówi mama zmarłego chłopca.