Nie śpię po nocach, strasznie brakuje mi dzieci. Boli mnie, że nie wiem, co się z nimi dzieje. Nigdy w życiu nie zrobiłam im krzywdy – zapewnia pani Nikola, której najpierw odebrano dzieci do pieczy zastępczej, a potem przekazano do adopcji. Czemu doszło do odebrania i czy młoda kobieta zasługuje na drugą szansę?
Pani Nikola ma 22 lata i jest matką trójki dzieci. Córki urodziła mając 16 i 17 lat. Synek z nowego związku ma 2,5 roku. Tylko on nie został odebrany młodej matce. Historia biedy i problemów trwa w tej rodzinie od pokoleń.
- Miałam ciężkie życie. Tata zostawił mamę, kiedy byliśmy mali. Miałam 11 lat, kiedy urodził się mój najmłodszy brat. Wtedy nauczyłam się, jak zrobić mleko czy zmieniać pampersy. W wieku 10 lat umiałam robić już proste obiady – opowiada 22-latka. I dodaje: - Moja mama miała kuratora. Mając 15 lat, trafiłam do domu dziecka, na rok, potem mama nas odzyskała.
Po opuszczeniu domu dziecka Nikola szybko weszła w dorosłość.
- Poznałam starszego o 10 lat partnera, szybko zaszłam w pierwszą ciążę, nieplanowaną. Było mi bardzo ciężko jako młodej mamie z dwójką małych dzieci. Pomagała mi moja mama – wspomina kobieta. I dodaje: - Jak mi odebrano dzieci, przyszedł taki moment, że się załamałam, nie wiedziałam, co robić i wpadłam w złe towarzystwo. W tym towarzystwie nabawiłam się wyroków.
Wsparcie młodej matki
Wyroki za udział w kradzieży, bójkę i próbę zajęcia pustostanu z pewnością wpłynęły na to, że pani Nikola straciła prawa rodzicielskie.
- Wiedziałam, że muszę od niego [przemocowego partnera – red.] uciekać. Wiem, że popełniłam błąd, zostawiając mu dzieci, ale uznałam, że tak będzie lepiej, bo on ma mieszkanie, więc zajmie się dziećmi do momentu, aż mi uda się zorganizować jakiś lokal. Zostawiłam dzieci na dwa tygodnie. Wtedy urzędnicy z PCPR nakazali byłemu partnerowi, by je przyprowadził. Jak się o tym dowiedziałam, to przyjechałam od razu i pytałam, co muszę zrobić, żeby je odzyskać. Od razu usłyszałam, że ja tych dzieci nie odzyskam – opowiada 22-latka.
Pani Nikola zapewnia, że jej córki nie były nigdy zaniedbane czy głodne. Zdaniem młodej kobiety zwróciliby na to uwagę lekarze. Jej starsza córka urodziła się z wadą serca.
- Żaden z lekarzy nigdy nie wskazał, że dzieci są zaniedbane czy brudne – podkreśla 22-latka.
MOPS
Urzędnicy ośrodka pomocy społecznej twierdzą, że udzielili wsparcia młodej matce. Zaproponowane zostały m.in. porady psychologa, psychoterapeuty, pedagoga i asystenta rodziny, z których pani Nikola miała zrezygnować. Były to spotkania przeznaczone nie tylko dla niej, ale także dla poprzedniego partnera, z którym kobieta, jak twierdzi, jeszcze wtedy mieszkała, ale nie była już w związku.
- Pani Nikola nie współpracowała. W pewnym momencie zgodziła się na wsparcie psychologiczne i pedagogiczne. Zaproponowana została także terapia par dla pana Artura i pani Nikoli, ale odbyli tylko jedno spotkanie – twierdzi Danuta Bednarz z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kamiennej Górze.
- Od razu zaznaczyłam na terapii, że nie żyję z partnerem i nie chcę z nim żyć – odpowiada pani Nikola.
„Chcę odzyskać dzieci”
MOPS zaproponował pani Nikoli miejsce w domu samotnej matki, już po jej ucieczce od przemocowego partnera. Nie zgodziła się. Kobieta twierdzi, że Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie zaproponowało jej, na jej prośbę, wsparcie psychologa oraz kursy zawodowe, co miałoby jej pomóc w odzyskaniu dzieci.
- Pani Nikola nie stawiała się na spotkaniach z psychologiem – twierdzi urzędniczka centrum.
- Pamiętam jedno spotkanie z panią i jej matką – dodaje psycholog z PCPR.
Pani Nikola przedstawia inną wersję wydarzeń.
- Przychodziłam do PCPR-u regularnie z mamą, podpisywałam kartki z listą obecności – zapewnia.
Kiedy skontaktowaliśmy się z matką pani Nikoli, potwierdziła słowa córki.
- Kilkanaście razy byłam tam z córką, podpisywaliśmy listy obecności – przekonuje.
Skłonność do stygmatyzacji
Pracownicy socjalni powinni podpisać z panią Nikolą tzw. kontrakt lub projekt, rodzaj indywidualnego programu z wytycznymi, co zrobić, by odzyskać prawa rodzicielskie.
Z badań psychologicznych na potrzeby sprawy sądowej wynikało, że pani Nikola wykazuje mocne przywiązanie emocjonalne do dzieci i pragnie je wychowywać, dąży do podtrzymywania kontaktu i planuje znaleźć pracę i poprawić warunki mieszkaniowe. Minusy miały wynikać z biedy, opisanej jako brak zasobów finansowych, trudności lokalowych i negatywnego wzorca funkcjonowania społecznego.
- Tracę już nadzieję. Do listopada 2020 roku miałam kontakt z dziećmi, kiedy urzędnicy zerwali nam go z dnia na dzień. Starałam się wszelkimi siłami, aby spełnić warunki i odzyskać dzieci. Po moich licznych próbach kontaktu, pani, u której mieszkały moje córki, stwierdziła, że oddała dzieci do adopcji – wyznaje pani Nikola.
Jak sprawę komentują eksperci?
- Przesłanki do odebrania władzy rodzicielskiej określone są w prawie bardzo radykalnie. Muszą być związane z bardzo rażącymi problemami w możliwości sprawowania opieki nad dzieckiem – mówi dr hab. Krystyna Faliszek, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego. I podkreśla: - Badania naukowe w tej sprawie wykazują, że pracownicy socjalni nie są wolni od uprzedzeń i skłonności do stygmatyzowania klientów. Myślę, że w tym przypadku tak było. Jeśli rodzina korzysta z pomocy społecznej już kolejne pokolenie, to jest tendencja, żeby traktować ich jako patologię, z którą nie warto pracować. A jest całkowicie odwrotnie.
- Strasznie brakuje mi dzieci. Boli mnie to, że nie wiem, co się z nimi dzieje. Nigdy w życiu nie zrobiłam im krzywdy. Wiem, że zrobiłam źle, ale karę już poniosłam. Największą karą jest to, że nie widzę własnych dzieci – kończy pani Nikola.