Parlament Bułgarii przyjął w czwartek dymisję rządu Płamena Oreszarskiego. Dymisja jest wynikiem rozłamu w koalicji rządzącej między Bułgarską Partią Socjalistyczną (BSP) i zrzeszającym turecką mniejszość Ruchem na rzecz Praw i Swobód (DPS).
Między grupami interesów, popierającymi obu koalicjantów, doszło do otwartej wojny, która doprowadziła do tymczasowego na razie zamknięcia czwartego co do wielkości banku KTB i zachwiała systemem bankowym kraju.
Rząd odchodzi w sytuacji, kiedy niebezpieczeństwo destabilizacji finansowej nie jest zażegnane. Bułgaria poniosła bardzo poważne szkody w wyniku powodzi i ulew w ostatnich dwóch miesiącach, a fundusze unijne na rozwój regionalny i rolnictwo są zamrożone. Wiele ważnych decyzji, m.in. budowa nowego reaktora atomowego wartości 5 mld dolarów i wybór bułgarskiego kandydata na unijnego komisarza, odłożono i zostawiono następcom.
Przedstawiciele koalicji podkreślają jednak, że rząd zostawia kraj w lepszej sytuacji finansowej w porównaniu ze stanem sprzed roku. Opanowano drastyczny wzrost cen energii, który spowodował dymisję centroprawicowego gabinetu Bojko Borysowa w lutym 2013 roku, rewaloryzowano zamrożone przez poprzedników emerytury i świadczenia socjalne, regularnie zwracano firmom podatek VAT. Wszystkie te kroki obniżyły napięcie w społeczeństwie. Odnotowano też wzrost gospodarczy i spadło bezrobocie.
Opozycja uważa jednak, że rząd nie przeprowadził niezbędnych dla ożywienia gospodarczego reform, "kraj zbankrutował” i należy zaciągnąć 5-6 mld lewów (2,5-3 mld euro) kredytów "na załatanie dziur”.
Czwartkowa debata parlamentarna nad dymisją rządu praktycznie stała się otwarciem kampanii przed przedterminowymi wyborami, które powinny odbyć się 5 października. Sondaże wskazują, że wygra je centroprawicowa partia Borysowa.
Prezydent Rosen Plewnelijew ma mianować tymczasowy gabinet 6 sierpnia. Szef państwa zaprosił przedstawicieli partii politycznych do udziału w konsultacjach w celu uzgodnienia priorytetów tego rządu.