Cztery lata temu dokonał czegoś, co poza nim nie udało się właściwie nikomu. Odszedł z partii będącej u władzy, założył swoją i wprowadził ją do parlamentu, i to z trzecim wynikiem tuż za PO i PiS. Ale to moment jego największego triumfu. Z czterdziestu posłów zostało mu już tylko dwunastu. Sądząc po jego dzisiejszych emocjach, nic nie zabolało go tak, jak odejście Andrzeja Rozenka.