2,5-letni Szymek trafił do szpitala z licznymi śladami pobicia. Malca skatował prawdopodobnie konkubent matki. Dlaczego nikt nie reagował na dramat dziecka?
Anna Itczak jest matką 11-letniego Adama, 10-letniego Kuby, 6-letniej Zuzanny i 2,5-letniego Szymka.
Najmłodsze dziecko kilkukrotnie zostawało pod opieką konkubenta kobiety Mariusza R. Po raz ostatni pod koniec marca. Chłopca odebrał wówczas biologiczny ojciec Przemysław Olszewski. - Szymek miał na szyi czerwony ślad, potem zrobiły się trzy ślady, wieczorem już miał sine ucho i wszystko zaczęło wychodzić. Jak go rozebrałem okazało się, że cały jest w siniakach. Stwierdziłem, że on się nad nimi znęca. Jak lekarz go rozebrał od razu wezwał policję i stwierdził, że dziecko jest pobite – mówi Olszewski.
Szymek miał obrażenia na szyi, klatce piersiowej, uchu, głowie. Miał też zasinienie moszny. - Charakter tych obrażeń wskazywał na czyny osoby trzeciej – mówi lek. med. Leszek Kołakowski, zastępca ordynatora oddziału chirurgii dziecięcej w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Płocku.
Zdaniem lekarza chłopiec mógł być kopnięty w przyrodzenie - Wyglądało to jak stan po ściśnięciu czy kopnięciu. To trudne do wyobrażenia u tak małego dziecka. W szpitalu to dziecko przez pierwsze dwa, trzy dni nie ufało nikomu. Chowało się w objęciach ojca. Było zalęknione – dodaje Kołakowski.
Matka Szymona zapytała Mariusza R., co się wydarzyło dziecku. - On powiedział, że rąbał drzewo i uderzyło małego. Po czym zebrał się i poszedł – mówi Itczak.
32-letni Mariusz R. był już wcześniej karany. Teraz usłyszał zarzut znęcania się nad konkubiną fizyczne i psychiczne. A także zarzuty znęcania się nad 2,5-letnim Szymonem. - Mężczyzna nie przyznał się do popełnienia tego czynu. Złożył krótkie, skąpe wyjaśnienia – mówi prok. Norbert Pęcherzewski z Prokuratury Rejonowej w Płocku.
Okazało się, że dziecko mogło być bite wiele razy, pierwsze obrażenia widoczne były na twarzy chłopca już kilka miesięcy temu. Jak twierdzi matka, siniaki pojawiały się wtedy, gdy dziecko zostawało pod opieką konkubenta. - Były cztery takie sytuacje, raz mówił, że Szymon wypadł mu z rąk, innym razem, że wypadł z koszyka z łazienki, albo spadł ze stołu. On zostawał z małym zawsze sam. Nigdy nie było tak, że były z nim wszystkie dzieciaki. Gdyby dzieciaki widziały, że on robi coś małemu to by o tym powiedziały. A nad innymi się nie znęcał – mówi pani Anna.
Itczak z dziećmi mieszka w lokalu socjalnym. Często dochodzi do konfliktów między sąsiadami. Po tragedii spór między niektórymi mieszkańcami a rodziną pani Anny bardzo się zaostrzył.
- Ona jest nieodpowiednią matką – mówi jedna z sąsiadek.
- Wiemy, że dzieci są bite, że się nieodpowiednio do nich odzywa. Widziałam jak ciągnie je za uszy – mówi Anna Strzeszewska, sąsiadka.
- Bicia nie widziałam, ale ja to wszystko słyszę. Powiedziałam jej, że kiedyś uderzy za mocno. A jak uderzy za mocno to ja będę bezlitosna. Myślę, że albo robiła to ona, albo jest współwinna. Były dzieci katowane – twierdzi inna sąsiadka.
W ostatnich dwunastu miesiącach policja interweniowała u pani Anny sześć razy. - Ale interwencje dotyczyły awantur, które były wszczynane przez nietrzeźwego, byłego konkubenta kobiety, ojca dwulatka – mówi sierż. sztab. Krystyna Kowalska z Komendy Miejskiej Policji w Płocku.
- Nie dogadywaliśmy się, dlatego rozstaliśmy się. Nadużywałem alkoholu i czepiałem się byle czego. Ale ona [Anna Itczak – red.] nigdy nie pozwoliłaby zrobić krzywdy dzieciom – mówi Olszewski.
Anna Itczak, po rozstaniu się z biologicznym ojcem Szymona, związała się właśnie z Mariuszem R. - Od tego momentu interwencji pod tym adresem nie było. Nie dochodziły żadne sygnały z najbliższego otoczenia rodziny, że może tam dochodzić do przemocy w stosunku do dwuletniego dziecka – mówi sierż. sztab. Krystyna Kowalska
Obok wzajemnych posądzeń przez sąsiadów, na matkę rozlał się hejt w internecie, zaczęto jej grozić.
- Rozumiem, że stała się tragedia. Za tę tragedię będę płacić do końca życia. Ale to nie znaczy, że jestem potworem – denerwuje się Itczak.
Inaczej sprawę widzą sąsiedzi kobiety. - Dzisiaj dzieci mają imiona, wcześniej było ty ch… Dla mnie rozwiązaniem byłoby, gdyby te dzieci zabrała rodzina. Jeżeli cała czwórka trafiłaby w dobre ręce, te małe dzieci zapomną – mówi jedna z sąsiadek.
Po pobiciu 2,5-letniego Szymona, rodzinie zasądzono kuratora sądowego. Matka jest także podopieczną Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, przydzielono jej asystenta rodziny i pracownika socjalnego. - Ta rodzina nie wymagała jakiejś szczególnej kontroli. Pani Anna w naszej ocenie funkcjonowała poprawnie, nie mieliśmy żadnych sygnałów, że coś złego dzieje się z dziećmi. Był kontakt ze szkołą, pielęgniarką – mówi Mirosław Chyba, dyrektor MOPS w Płocku i dodaje: Teraz pracownicy są u niej codziennie, albo, co drugi dzień. Dzieci są zadbane, nie ma żadnych zaniedbań.
Mirosław Chyba przyznaje, że po całym zdarzeniu kobieta powinna zamieszkać w innym miejscu. - Pani Itczak została w dotychczasowym środowisku bardzo silnie napiętnowana. Zmiana otoczenia dla niej i przede wszystkim dla dzieci wydaje się być konieczna.
Itczak przyznaje, że nie jest bez winy. - Zarzucam sobie, że to nie ja pojechałam do szpitala z dzieckiem. Powinnam to zrobić, jako matka. Ten ból w sercu będę nosić do końca życia. Bałam się, co będzie z tego wszystkiego, czy zabiorą dzieci. Ja się go [Mariusza R. – red.] do tej pory boję, bo on jest nieobliczalny.
Po trzech tygodniach od aresztowania byłego partnera kobiety, sąd okręgowy wydał decyzje o wypuszczeniu go na wolność.
- Sąd uznał, że w tej sytuacji nie jest konieczne odwoływanie się do takiego ostatecznego rozwiązania, jakim jest tymczasowe aresztowanie. Zastosował wobec podejrzanego dozór policji, nakaz opuszczenia miejsca zamieszkiwania wspólnie z pokrzywdzoną i jej dziećmi, zakaz zbliżania się do pokrzywdzonej na odległość mniejszą niż 100 metrów i zakaz jakiegokolwiek kontaktowania się z pokrzywdzoną – wylicza Iwona Wiśniewska-Bartoszewska, rzecznik Sądu Okręgowego w Płocku.
Sprawa wywołała wiele kontrowersji, w sieci pojawił się film, który ma świadczyć, że matka też stosowała przemoc wobec dzieci. Z kolei obronie matki stanęła m.in. babcia córki Anny 6- letniej Zuzi.
- Jedyny jej błąd, to że nie może sobie znaleźć partnera, który by ją szanował. Nie mogę powiedzieć, że jest złą matką. Zdarzały się jej sytuacje, że była w nerwach, ale nie karciła dzieci, ani nie katowała, żeby miały obrażenia – mówi Jolanta Nowicka, babcia 6-letniej Zuzanny.