Sytuacja dzieci w dobie Covid-19 jest dla nich abnormalna, podkreśla dr Anna Pawlik, nowojorska lekarka, która ma najwyższy stopień specjalizacji w dziedzinie pediatrii. Specjalistka podkreśla, że stara się otworzyć przed dziećmi "inny świat, aby zobaczyły coś poza krajobrazem pandemii".
„Dzieci bardzo ciężko przeżywają pandemię koronawirusa, o wiele ciężej niż dorośli. Całkowicie zaburzone zostało ich dotychczasowe życie. W naszych gabinetach widzimy, że nawiedzają je niesamowite nerwice, ataki paniki i depresje. U nastolatków występują różnego rodzaju nałogi, jak narkotyki i alkohol” – wylicza nowojorska lekarka, która ma najwyższy stopień specjalizacji w dziedzinie pediatrii (Board cerified pediatrition).
Akcentuje, że tylko wśród pacjentów w jej gabinecie odnotowała dwa przypadki śmiertelne nastolatków. Nastąpiło to w wyniku przedawkowaniu narkotyków. W jednym z tych przypadków rodzice nie podejrzewali nawet, że chłopiec cokolwiek zażywa.
„Wstydzą się samotności, wstydzą się depresji. Jest izolacja, alienacja, fobia socjalna. Wtopione w świat mediów społecznościowych, nie zawsze mają dostęp do lekarzy, nie chcą się przyznać rodzicom do problemów, których doświadczają” – wyjaśnia specjalistka związana z New YorkPresbyterian/Weill Cornell Medical Center.
Jak dodaje dzieci są smutne i apatyczne. Nie chcą się bawić, nie chcą wychodzić nawet by spotkać rówieśników. Przebywają głównie w świecie rodzinnym, w świecie mediów społecznościowych. Nie chcą rozmawiać i boją się. Dają się też zaobserwować inne niepokojące zjawiska. Unieruchomienie wpływa bowiem na ich fizyczny rozwój i otyłość.
„Przychodzą do mnie dzieci w wieku 13-14 lat i w ogóle nastolatki, których nie mogę poznać, kiedy po kilku miesiącach zgłaszają się na badanie. Zdarza się, że przybywają na wadze ponad 20 kilogramów. Pogłębia to jeszcze u nich depresję. Wstydzą się wychodzić z domów, bo uważają, że wyglądają fatalnie. Nastolatki najmocniej przeżywają tę próbę życia. Najbardziej potrzebują rówieśników. Rozwija się u nich abstrakcyjne myślenie. Nie zgadzają się z rodzicami, kłócą się z nimi. Zostały jakby zamknięte” – twierdzi dr Pawlik.
Zwraca uwagę, że Amerykańska Akademia Pediatryczna już od dawna naciska na uruchomienie szkół i powrót uczniów do dawnych obowiązków. W jej opinii groźba zarażenia koronawirusem jest u dzieci znikoma.
„Praktycznie wśród dzieci niemal nie zauważamy zakażeń. Mój gabinet jest otwarty w trakcie całej pandemii. Przez pierwsze pięć tygodni nie było ani jednego pacjenta. Udzielaliśmy tylko porad przez telefon, internet itp. W tej chwili mamy dosyć dużo pacjentów. Robimy wiele testów na obecność Covid-19 i przeciwciała. U mnie prawie nie ma testów z wynikiem pozytywnym, a jeśli już to u dzieci nie występują żadne objawy” - przekonuje.
Zdaniem lekarki, problemy z otwieraniem szkół wynikały z tego powodu, że nauczyciele bardziej się bali o siebie. Ma nadzieję, że po zaszczepieniu pedagogów obawy znikną. W nawiązaniu do alarmów o występowaniu u dzieci choroby zbliżonej do zespołu Kawasaki twierdzi, że nie zostało to w pełni dowiedzione.
„Jestem związana z Cornell, gdzie poziom medycyny jest bardzo wysoki, ale nic się o tym nie mówi. Były przypadki podobnego zapalenia drobnych naczyń ze zmianami w sercu. Uważam, że będzie to występować przy wielu chorobach. Niektóre dzieci, podobnie jak dorośli, są słabsze, z wadami wrodzonymi. Pojawiają się czynniki ryzyka, jeśli są np. chore na cukrzycę. Te dzieci są bardziej narażone niż 99 proc. zupełnie zdrowych” – ocenia lekarka.
Zwraca uwagę, że trudno jest spekulować czy zaburzenia występujące z powodu koronawirusa są nieodwracalne. Pandemia trwa bowiem stosunkowo krótko. Depresja może jednak powracać.
„Sytuacja, w której dzieci się obecnie znajdują jest dla tego pokolenia abnormalna. Rodzice są cały czas w domu, a przedtem tak raczej nie było. Pogorszyły się warunki ekonomiczne. Bardzo często dochodzi do nieporozumień na różnym tle. Nie wszyscy rodzice są spokojni i cierpliwi, zwłaszcza, że mają kłopoty” – mówi dr Pawlik.
Zauważyła, że obecnie ogromnie nawarstwiła się liczba problemów spadających na dzieci, w tym lęk o zdrowie rodziców i co będą robić, gdyby zostały same. Brak możliwości wyjścia, odstresowania zmniejsza próg odporności na rozwój chorób psychicznych.
Specjalistka podkreśla, że dużo dzieci trafia do niej problemami zdrowia psychicznego, ponieważ nie znajdują psychiatry, psychologa lub psychoterapeuty. Kiedy kieruje do nich małych pacjentów odmawiają ich przyjęcia.
„Albo nie akceptują ubezpieczeń i świadczą usługi tylko za pieniądze, albo też mają tak wypełniony harmonogram, że nie są w stanie przyjąć żadnego dziecka. Dlatego wracają do nas. Staram się do nich dotrzeć, otworzyć przed nimi inny świat, aby zobaczyły coś poza krajobrazem pandemii, że jest przyszłość, że nie zawsze będzie tak, jak teraz” – tłumaczy lekarka.
Dr Pawlik podnosi zbawienny wpływ rozmowy z drugim człowiekiem na zdrowie.
„Powrotowi do szkół towarzyszyć będzie wznowienie przez rodziców pracy i poprawa sytuacji ekonomicznej, nastroju, i spełnienie marzeń dziecięcych. To wszystko stworzy dużo lepsze samopoczucie psychiczne, a co za tym idzie fizyczne” – przewiduje nowojorska lekarka.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)